piątek, 29 marca 2013

8. Zayn, part 1.

Kopnęłam drzwi swoimi czarnymi glanami, które z hukiem odbiły się o ścianę, po czym pewnym krokiem weszłam do klasy. Nauczycielka popatrzyła na mnie zszokowana. Jak zazwyczaj. Pewnie teraz mnie zaprowadzi do dyra, a on każe zostać po lekcjach w kozie. Chyba śni! I tak się zerwę.
Ku mojemu zaskoczeniu wróciła do sprawdzania obecności. Przeszłam przez salę, zrzuciłam z ramienia torbę i usiadłam na krześle. Nogi wyciągnęłam i położyłam wyprostowane na ławce. Wyciągnęłam gumę i zaczęłam żuć. Mrs. Callen, bo tak się nazywała, na chwilę wyszła. Po chwili wróciła. Za nią szedł pewnym krokiem 18-19- letni chłopak. Włosy zaczesane do góry, z pasemkiem, uroczy uśmiech, czekoladowe oczy. Zjechałam wzrokiem niżej. Miał krótki rękawek, a jego ręka była cała wytatuowana. Już mi się on podoba!
- Dzieci!- Powiedziała nauczycielka.
- Nie ładnie mówić do Siebie w trzeciej osobie, w dodatku w liczbie mnogiej.- Cała klasa zaczęła się śmiać, a ona poczerwieniała ze złości, gniewu i jednocześnie  zawstydzeniu, które wywołałam. Ja byłam z Siebie dumna. Nienawidziłam jej. Co poradzę, że jest wredną zdzirą. To ona wybrała sobie takie życie. Ja tylko jej się za to odpłacam.
- Nie powiem, chciałam też trochę zainponować nowemu. Słodki jest. I ma gust! Krótki T-shirt z nadrukiem marihuany (nie wiedziałam, że coś takiego można nosić!), potargane jeansy - rurki, a do tego stylowe i pasujące do większości Conversy. Zadziorny uśmiech nie schodził mu z twarzy. I cały czas się na mnie gapił! Jak uroczo...
[T.I.] OGARNIJ SIĘ! CO TY W OGÓLE MÓWISZ?! UROCZO?! Powrót do rzeczywistości!
- To jest Zayn. Zayn Malik. Z poprzedniej szkoły go wyrzucono, a więc przeniósł się tutaj.- Powiedziała z pogardą.- Proszę.- Zwróciła się do niego.- Usiądź sobie koło kogoś.
Skinął głową i przeszedł między stolikami. Samantha, dziewczyna wyglądająca jak plastikowa Barbie zapewne sądziła, że chłopak idzie do niej. Na szczęście minął ją. Jej mina? Niezapomniana! W końcu doszedł do mojego stolika, odsunął krzesło i na nie opadł. Patrzył się wciąż na mnie. Ale ja na niego nie.
Wszystko przez to, że parę lat temu obiecałam sobie, że facetom ufać nie będę.
Cztery lata temu chodziłam z takim Zaynem, z poprzedniej szkoły, w moim rodzinnym mieście, Bradford. Mówił do mnie, że mnie kocha, że jestem miłością na całe życie, ale okazało się inaczej. Nie dość, że tylko mnie wykorzystywał, bo to wszystkie projekty, przygotowania robiłam ja z naszej 2-osobowej grupy, to jeszcze mnie za plecami zdradzał. Ale co można było się innego spodziewać? Ja - krucha, zawsze pozostająca w cieniu dziewczyna, kujonka, bez większego stylu, ubrana zazwyczaj w białą bluzkę, szary sweterek i czarne rurki, a na nogach szare trampki. Na nosie czarne okulary, przez które nie było widać pięknych, dużych, niebieskich oczu. Zawsze uczesana w wysoki kucyk, z grzywką. Miałam piękne kasztanowe włosy. Później przefarbowałam sobie je na czarno. A on? On to wysoki, chudy, silny chłopak z pięknymi zielonymi, "kocimi" oczami, kruczo-czarnymi włosami, zaczesanymi do góry, które wyglądały jak fala. Fajnie się ubierał, miał po prostu świetny gust. Każda dziewczyna ze szkoły na niego leciała. A ja myślałam, głupia, że on mnie naprawdę kocha. Durna ja. Po tym dostałam nauczkę. Przepłakałam chyba z miesiąc. A co dalej? Postanowiłam się zmienić. Przestałam się uczyć zmieniłam mój image. Prawie oblałam ostatnią klasę gimnazjum przez to! Stałam się chamska, bezczelna i odporna na ból słowny, który zadają mi rówieśnicy i inni. Teraz każda osoba chce się za mną przyjaźnić. Chłopcy za mną latają, jak ćma do światła. Jestem dla nich autorytetem, oni nigdy nie powiedzieliby nauczycielowi, co o nim sądzą I tu jest różnica - ja tak. Ale ja i tak ich ignoruję. Mam dwie przyjaciółki, prawdziwe, które znam jeszcze z przedszkola. Wspierały mnie w najtrudniejszych chwilach. Victoria i Darcy to dziewczyny, z którymi rozumiemy się bez słów. Kocham je, są cudowne. Tak bardzo chciałam zapomnieć o Zaynie, a one mi w tym pomagały. W końcu się udało, już mnie on nie obchodził.
- Hej, mała.- Nowy położył rękę na moim ramieniu, tym samym wyrywając mnie ze swoich namyśleń. Odwróciłam się.
- Nie jestem mała. Nie zwracaj się tak do mnie.- Powiedziałam dosadnie.- I zabierz tą rękę z mojego ramienia.- Trzepnęłam ją. Znowu byłam skierowana w stronę innych ławek.
- [T.I.], przepraszam Cię. Nie chciałem, aby to się tak potoczyło. Naprawdę! Wybacz mi. A może spróbujemy jeszcze raz? Tęsknię za Tobą.- Mówił. I wtedy to do mnie dotarło. To on. Wybiłam sobie jego obraz z głowy, nie pamiętałam go, a teraz to on... O matko.
- Nie! Nie chcę Ciebie znać!- Krzyknęłam mu w twarz.
- [T.I.]! Uspokój się! Teraz pisz lekcję, bo jak sprawdzę Twój zeszyt, to założę się, że nic tam nie ma!- Zaczęła nauczycielka.
- A ja się założę, że Ty nie masz żadnego faceta. Wtedy byłabyś może chodź trochę lepsza.
- Nie pyskuj! A teraz nie gadaj! Umówicie się po lekcji!
- Ojej, myślisz, że mi tym pocisnęłaś. Weź się ogarnij.- Klasa wybuchła śmiechem. Nie rozumiem ich. Ja tylko mówię to, co sądzę To nie jest zabawne, ale prawdziwe. Wstałam, chwyciłam torbę i skierowałam się do drzwi.
- A Ty gdzie się wybierasz?
- Wychodzę, nie widać? Wiem, że nosisz okulary, ale jesteś na tyle ślepa, aby tego nie widzieć? Kup sobie lepsze szkła.- I wyszłam.
- [T.I.], czekaj!- Za mną pobiegł Zayn.
- Wal się.- Powiedziałam, odepchnęłam go, a on upadł. Nie wzruszyło mnie to. Jestem teraz jak kamień - twarda i bez uczuć. Cała ja. Ale to on sobie na to zapracował. To jego wina. Niech teraz wie, jaki błąd popełnił. Szybkim krokiem ruszyłam, pokonując kolejne metry krętego korytarza.

~*~

Partowiec. Nie wiem, ale chyba będą dwie części. Mam nadzieję, że wam się podoba.
Wika

wtorek, 19 marca 2013

7. Wszyscy..

 -POWIEDZIAŁEŚ IM?!
-NIE!
-ALE JAK TO?!
-Nie było okazji!
-Ja Cię kiedyś chyba zabiję! Co Ty sobie wyobrażasz?! Przyjeżdżam tutaj, będę z wami święta obchodzić, ale nie! Oni nic o mnie nic nie wiedzą, bo nie było okazji!-Powiedziałam z ironią, Naprawdę, aby być takim debilem, to jest sztuka.
-Ale przepraszam! Wybacz mi, więcej to się nie powtórzy!-Hazza błagalnie padł na kolana, z rękami złożonymi, jak do modlitwy.-Wybacz, [T.I.], daj mi jeszcze jedną szansę!-Wygląd Harolda, i zachowanie doprowadziło Cię do śmiechu. Próbowałam się opanować i udawać złą oraz srogą, ale przy takim dziecku, jakim był Harry - było to wręcz niemożliwe!
-No dobra pajacu, ale teraz idziemy im o wszystkim powiedzieć, dobrze? Chcę, aby wiedzieli o mnie wszystko, co muszą...
-Dowiedzą się, spokojnie. A teraz chodź i świętuj z nami to cudowne święto, którym jest Boże Narodzenie!
-Dobra...-Powiedziałam.-Jednak nie jestem do końca przekonana... A może jednak im powiedzieć to teraz...? Na początku... ?
-Ale co powiedzieć?-Do pokoju wpadł Lou. A więc tak jak myślałam - cały czas stali pod drzwiami i podsłuchiwali. Skąd to wiem? Bo gdy Loui się pojawił, to reszta też się wyłoniła zza drzwi.-Jesteście razem?-Zapytał. My, to znaczy ja z Harrym, popatrzyliśmy na siebie, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Reszta nie wiedziała, o co nam chodzi. Jednak po chwili już się uspokoiliśmy.
-Ja? Z Harrym?-Ponownie napadł mnie śmiech. Hazze też.
-Ja? Z [T.I.]?-Teraz śmieliśmy się obydwoje.
-My jesteśmy jedynie przyjaciółmi!-Powiedziałam w uśmiechu.
-A nie parą!- Dokończył za mnie Loczek.
-To o czym wy mówiliście? Wszystko słyszeliśmy!
-A więc podsłuchiwaliście, prawda Niall?
-No...No...To znaczy...
-To znaczy, że tak.-Uśmiechnęłam się serdecznie.
-A więc o czym mówiliście? O czym nie wiemy, a powinniśmy?- Momentalnie uśmiech zszedł mi z twarzy, a na niej pojawiło się zakłopotanie. Spojrzałam kątem oka na kociarza. Jego twarz przybrała podobny obraz.
-Chodźcie, musimy gdzieś pojechać.  Tam wam wszystko wytłumaczymy...-Zaczął twój przyjaciel.
-A nie możecie tutaj?
-Nie, niestety, ale nie. Tylko ubierzcie się ciepło...
-Dobra.-Chłopcy krzyknęli chórem, po czym wyparowali z pokoju. Popatrzyłam na Harolda. Na jego twarzy nie znajdował się, jak zazwyczaj - uśmiech, ale zakłopotanie i przygnębienie. Popatrzył na mnie, przeszywając swoimi zielonymi tęczówkami na wylot. Jego kocie oczy szkliły się. Wyszeptał zwykłe 'Przepraszam' i wyszedł z pokoju. Stałam jeszcze przez chwile tam sama, na środku pomieszczenia. Patrzyłam przed siebie, licząc, że odpowiedź się jakoś ujawni. Na co odpowiedź? Odpowiedź na trudne pytania, o tym, jak sobie teraz poradzić, co zrobić, co wybrać, co jest dobre, a co złe. Dla mnie było to trudne.
-[T.I.] pospiesz się!-Z dołu było słychać Zayna.
-Już idę!-Odkrzyknęłam, po czym szybko wpadając do pokoju, zabrałam kurtkę i wypadając, tak samo szybko jak się w tym pokoju znalazłam, zbiegłam po schodach. W przedpokoju ubrałam kurtkę, w pośpiechu buty i wyszłam z domu. W aucie czekali już chłopcy. Wow. Szybcy są, szczególnie Zayn! Zazwyczaj to na niego ostatniego czekamy. No nic. Wsiadłam do samochodu, zajęłam miejsce koło kierowcy i jechałam przez drogę w milczeniu, w głowie wymyślając wytłumaczenie i inne monologi...
-Ej, Ty! Loczek!-Zaczął marchewkozjadacz, wychylając się zza mojego siedzenia. Jego ton głosu mnie rozbawił.-Włącz ogrzewanie, bo tutaj za chwilę padniemy z zimna!
-Dobra, dobra.-Harreh przekręcił pokrętło. A, no tak! Nie wspomniałam, że mamy zimę.
Jechaliście już przez 30 minut, na dworze zaczął padać biały puch, zwany śniegiem, drogi były nadal opasane śliską powłoką z lodu, drzewa były przyozdabiane szronem, a szyby w aucie były zaparowane. Warunki do jazdy -> okropne!
-Odezwiesz się coś, [T.I.]?-zapytał się Liam.
-Hę?
-Od pół godziny nic nie mówisz. Może się w końcu odezwiesz?
-Aha.
-...
-No, odezwałam się.-Wyszczerzyłam się. Za to mina Liama była zniewalająca. Zaczęłam się chichrać. Nie mogłam przestać! Dady jedynie gapił się na mnie tymi swoimi brązowymi tęczówkami. Do mnie dołączyła reszta. Śmiech wypełnił całe autko. Mój serdeczny przyjaciel Hazza popatrzył się na mnie uroczo, ukazując swoje anielskie dołeczki. Zatopiłam się w jego dużych, kocich, zielonych oczach.
-Harry! Uważaj!-Usłyszałam jedynie krzyk Nialla, po czym poczułam przeszywający mnie ból, który był tak mocny, że nie do opisania. Przed oczami miałam ciemność. Jednak po chwili ból przeszedł, a ja już nic nie czułam...

*2 lata później*
*Narracja 3-osobowa*
Chłopcy stali nad grobem [T.I.] i Harry'ego. Ich przyjaciół. Oni już nie żyli. Nie żyli już przez dwa lata, przez wypadek,z którego nie wyszli żywo. Jak to się stało, pytacie? A więc tak:

Biały puch padał coraz mocniej, droga była przyozdobiona lodem, drzewa szronem, a szyby, jakby chcąc utrudnić jazdę - czasy czas były zaparowane. Mimo iż kierowca, którym był w tamtej chwili Harry, co chwila je oczyszczał ręką, po chwili znów był ten sam problem. Jednak on się nie poddawał, i chodź wszyscy wiedzieli, że go to drażniło, cały czas próbował. W pewnym momencie wszyscy zaczęli się śmiać. Nagle Niall zauważył ciężarówkę, która jedzie wprost na nich! Próbował ostrzec Hazze, ale nic to nie dało. Było za późno... A dlaczego Loczek sam nie zauważył pędzącego na nich auta? Bo wpatrywał się w piękne, duże, niebieskie oczy [T.I.], które były przepełnione radością, ale też troską. To było ostatnie, co widział...

A więc tak to się skończyło. Ciężarówka uderzyła w nich. [T.I.] i Harold nie przeżyli, reszta wyszła z tego, jednak był to cud, dla niektórych. Wiele osób sądzi, że to właśnie oni, czyli Hazz i jego przyjaciółka, uratowali resztę, gdyż to oni pierwsi zginęli. Przez to, ich duchy uchroniły resztę. Dzięki nim żyją..
Na myśl o wspomnieniach starych przyjaciół, gdyż w tym miejscu, na cmentarzu zawsze one powracają, w każdym oku obecnych tu chłopaków pojawiły się łzy. Jedynie Niall, który płakał od początku, wtulony był w kurtkę Liama. Łzy smutku, przygnębienia, bólu, rozpaczy...Bo przecież już nikt im przyjaciół nie zwróci...Dzisiaj mija rocznica  ich śmierci, dokładnie dwa lata. Dla wszystkich pamiętna data, ale nie kojarząca się z dobrym. Louis, najbliższy przyjaciel zielonookiego, najbardziej to wszystko przeżywał. Jednak nie okazywał tego aż tak bardzo, chcąc dać dobry przykład reszcie, jako najstarszy. Jednak nie było mu łatwo. Stracił najlepszego przyjaciela...
Pewnie jest jeszcze jedno, co wam chodzi po głowie, a mianowicie, co Harry nie powiedział reszcie o [T.I.], prawda? Jednak tego już się nie dowiemy... 
Oni zabrali swoją tajemnicę do grobu...
~*~
No hej! Jestem tutaj nową autorką. Cieszycie się? ;>
Tak ogólnie jestem Wika. To mój pierwszy imagin tutaj. Chyba go nie zawaliłam, co? ;>

#Informacja 2

Cześć :)! Jak obiecałam, dzisiaj ogłoszenie wyników.
Zgłosiło się mało osób, ale tak czy siak, dziękuję, że ktoś w ogóle próbował. Może nie będę owijała w bawełnę, tylko przejdę do wyników.
Pierwszą, na tym blogu, współautorką zostaje Wiktoria. Możecie ją znać z twittera na którym podpisuje się jako ToTaFajna 
Gratuluję. Nie wstawiam jej imagina, bo nie pytałam o zgodę. Jeśli będzie chciała, zrobi to sama. Postaram się jak najszybciej dodać ją do współautorów. 
Mam nadzieję, że Wiktorii będzie się dobrze pisało na tym blogów i nie będziemy miały żadnych problemów. 
Mam nadzieję, że Wiktoria, jak najszybciej zacznie się udzielać na tym blogu. 

xx.

czwartek, 14 marca 2013

#Informacja

Na wstępie: przepraszam, że nie ma jeszcze nowego imaginu, ale naprawdę, postaram się jak najszybciej coś dodać.

Mam dla was pewną informację. Ponieważ prowadzę tego bloga sama, to jest mi ciężko wymyślać nowe pomysły na imaginy. 
Postanowiłam, że poszukam osoby, która zgodziłaby się ze mną prowadzić tego bloga. Raz będę ja dodawała, raz druga osoba. Uwierzcie mi, że samemu jest trudno. Nie chcę pisać krótkich na pół stronę imaginów, dlatego chciałabym prowadzić tego bloga z kimś, byście nie czekali na mój imagin pół miesiąca. 
Soo... jeśli lubisz pisać imaginy, chciał(a)byś spróbować swoich sił, zapraszam.

Kryteria, które musisz spełniać:

  • Mieć (rocznikowo) 14 lat
  • Nie pisać ".!" i inne
  • Napisać imagin minimalnie na pół strony w Wordzie, a maksymalnie półtorej
  • Mieć wyobraźnię
  • Musisz być zainteresowana/y tematyką One Direction
  • * Jeśli masz swojego bloga, prześlij go ze swoją pracą
  • * Jeśli masz swojego bloga z imaginami/opowiadaniem możesz przesłać pracę, którą masz na blogu
*Nie jest konieczne posiadanie bloga, ale jeśli masz, to miło by mi było, jeśli podał(a)byś mi link :)

Napisz imagina na minimalnie pół strony w Wordzie, a maksymalnie na półtorej. Obojętnie na jaki temat. Ale mile widziana tematyka fanfiction. 

PRACE MOŻECIE PRZESYŁAĆ DO KOŃCA MARCA OSIEMNASTEGO MARCA NA ADRES:

fuckmehoran69@interia.pl

sobota, 2 marca 2013

6. Zayn


Stoję przed półką ze słodyczami i po raz kolejny czuję się brudna. Nie, nie cieleśnie, a duchowo. Po raz kolejny rozglądam się na wszystkie strony, czy nikt nie patrzy. Następnie chowam kilka batoników pod moją brudnozieloną kurtkę. Widzę, że ktoś się zbliża. Odsuwam się klika kroków od stoiska, oglądając coś obok. Po chwili, jednak odsuwam się i kieruję się w stronę wyjścia. Żegnam się, jak gdyby nigdy nic. Wychodzę na zimne ulice Nowego Jorku. Kieruję się w stronę Broadway Dance Center oraz jem… ukradzionego Snickersa. Poprawiam swój plecak i idę wpatrzona w ziemię.
Po raz kolejny, zastanawiam się dlaczego to zrobiłam, czemu ukradłam tego pieprzonego batonika. Jednak po chwili znowu odzyskuję świadomość, że nie mam domu, rodziny, mam chłopaka, ale to inna bajka. Chociaż pasuje do tego opisu. Dave jest moim chłopakiem… który mnie bije, tak po prostu, bez okazji. Jestem z nim już dwa lata. Mogłabym z nim zerwać, ale to on daje mi wyżywienie, nowe ubrania. Dzięki niemu jeszcze żyję. On sam mieszka w jakimś apartamencie i tak, mogłabym u niego mieszkać, ale, co noc biłby mnie, znęcał się nade mną. Wolałam nie ryzykować. No więc, gdzie spałam? Tam, gdzie było miejsce, często w schroniskach dla nieletnich. W dzień dawałam sobie radę, pomimo braku pieniędzy. Jednak łapałam jakieś roboty jednodniowe, grabienie liści, czy roznoszenie ulotek.
Co z moimi rodzicami? Obydwoje zginęli w wypadku samochodowym. To przykre, ale nikt z rodziny nie chciał mnie przygarnąć, mam aktualnie siedemnaście lat i włóczę się po całym Nowym Jorku.
Stałam akurat przy sygnalizacji, czekając na zielone, kiedy usłyszałam znajomą piosenkę. Wyjęłam z kieszeni kurtki telefon, który także dostałam od Dave`a i odebrałam.
-Dave?- odchrząknęłam i ruszyłam dalej.
-Gdzie ty jesteś?!- krzyknął na powitanie. Taki właśnie był.
-Na mieście…- wyszeptałam.
-Masz być za dwadzieścia minut w domu. W innym przypadku porozmawiamy inaczej.- warknął i rozłączył się. Potrząsnęłam głową i włożyłam aparat do kieszeni.
Nie miałam zamiaru wracać do niego. Żeby znowu mu nawytykał, że jestem dziwką, pewnie się puszczam, bez niego byłabym zerem? Wolałam tego uniknąć.
Szłam w stronę Broadway Dance Center, kiedy na deptaku usłyszałam dźwięk muzyki i oklaski. Przedarłam się przez tłum przechodniów i podeszłam bliżej. Grupka chłopaków tańczyła breakdance. Uśmiechnęłam się, bo byli to ludzie, których znałam ze szkoły tanecznej. Marc, Steven, Ben, Spencer i Eric. Nie byliśmy ze sobą blisko, ale mówiliśmy sobie cześć. Steven zauważył mnie jako pierwszy i pomachał. Zaprosił do siebie, niepewnie podeszłam do niego i zaczęliśmy rozmawiać.
-Gdzie idziesz?- spytał, zerkając na kolegów.
-Do studia.- uśmiechnęłam się.
-Philip jest dzisiaj do osiemnastej. Muszę lecieć.- chłopak poczochrał mi włosy i odszedł. Cofnęłam się i ponownie ruszyłam do szkoły.
Philip jest jednym z nauczycieli w Broadway Dance Center uczy tam breakdance’ u, czyli stylu, który uwielbiam najbardziej. Kiedy go tańczę, zawsze mogę wyładować w nim emocje, co w moim przypadku jest wskazane. Owszem, Philip jest bardzo przystojny, ale przychodzę tam tylko po to, by popatrzeć na tych utalentowanych ludzi i czegoś się nauczyć.
Pod budynek doszłam w piętnaście minut. Skierowałam się do recepcji, przywitałam ze wszystkimi i wjechałam windą na drugie piętro, gdzie znajdowała się salka. Na korytarzu stali uczniowie. Uśmiechnęłam się i weszłam do środka.
-Zaczynamy za…- wysoki brunet odwrócił się w moją stronę i posłał mi szczery uśmiech.- Rachel, miło cię widzieć.- chłopak podszedł do mnie, przytulił i ucałował w czubek głowy. Nie był moim przyjacielem, raczej dobrym kolegą.
-Nie przeszkadzam?- zapytałam, zdejmując plecak i kładąc go na parapecie.
-Nie, nie. Zostań. Fajnie, że przyszłaś. Usiądź.- dwudziestoparolatek wskazał mi miejsce na parapecie, podziękowałam i usiadłam na nim.- Kończę za dwie godziny.
-Tak, wiem. Spotkałam całą piątkę.- zachichotałam. Do sali zaczęli wchodzić uczniowie. Po dziesięciu minutach rozgrzewki, Philip powtórzył wszystkie kroki z poprzedniej lekcji.
Lubiłam przychodzić do niego, zawsze podpatrzyłam jakieś kroki, a resztę sama wymyślałam. Korzystałam z prawie każdej okazji, by tańczyć. Czy były to koncerty albo jakieś inne konkursy, zawsze tańczyłam sobie gdzieś, gdzie mnie nie widać, tak, bym nikomu nie przeszkadzać.
Zajęcia skończyły się po półtorej godzinie, trwałyby dłużej, ale Philip i sześć osób szło na Time Square Visitor Centre, gdzie mieli pokazać swoje umiejętności obcym ludziom.
-Hey, Rachel, idziesz z nami?- zapytał, zakładając swoją skórzaną kurtkę.
-Ja?- wybałuszyłam oczy.- Na co ja?
-No, przestań! Wiele razy ci mówiłem, że świetnie tańczysz!- chłopak złapał mnie za nadgarstek i pociągnął z sobą.
Na miejsce dotarliśmy po pół godzinie, ponieważ były godziny popołudniowe, ludzie wracali z miast.
Z grupką uczniów i Philipem postanowiliśmy postawić bum boxa przy fontannie, a sami „rozbiliśmy się” obok. Usiadłam obok sprzętu i obserwowałam, jak wszyscy się przygotowują. Phil właśnie taki był, nie ograniczał się tylko do studia, ale chciał przygotować swoich podopiecznych do różnych występów publicznych, był jednym z najbardziej kreatywnych ludzi, których miałam zaszczyt poznać. Po kliku minutach, mężczyzna włączył aparat, a z głośników poleciały pierwsze melodie. Usiadłam po turecku i przyglądałam się wszystkim. Wokół grupki zaczęli się zbierać przechodnie, wrzucając do czapki z daszkiem, jakieś drobne. Patrzyłam na tych uzdolnionych ludzi i naprawdę im tego zazdrościłam.
Siedziałam tak jeszcze przez kilka minut, kiedy podszedł do mnie ich nauczyciel.
-Rachel, pokaż co potrafisz, proszę!- szturchnął mnie w brzuch, aż zgięłam się w pół.
-Przestań.- wywróciłam oczami.- Dobrze wiesz, że nie potrafię.
-Philip dobrze mówi!- przytaknął mu jeden z uczniów, Simon. Nie ulegałam, aż po chwili wszyscy klaskali i wymawiali moje imię. Powiem szczerze, speszyłam się, ale w końcu dałam się namówić. Pożyczyłam gumkę do włosów od jednej z dziewczyn, związałam je i wzięłam głęboki wdech. Uśmiechnęłam się i zrobiłam pierwszy krok, później wszystko już poszło z górki. Właśnie byłam przy kolejnej części układu, kiedy poczułam mocne szarpnięcie, upadłam na ziemię i poczułam ból w ręku.
-Co ty robisz?!- doniosły głos od razu mnie ocucił. Dave.- Po jaką cholerę robisz z siebie pośmiewisko?!
-Dave…- jęknęłam, próbując wstać z ziemi. Kiedy już do zrobiłam, chłopak chwycił mnie za ramiona, czyli tam, gdzie najbardziej mnie bolało.
-Zamknij się!- warknął. Tłum ucichł. Patrzyłam się na nich przerażona. Jak najszybciej chciałam stamtąd uciec albo spalić się ze wstydu.
-Człowieku, uspokój się!- do mojego „chłopaka” podbiegł Philip.
-Zamknij mordę! Nie twoja sprawa!- popchnął go i wylądował w fontannie. Wszyscy patrzyli się z uwagą. Nie liczyłam na pomoc ze strony grupy, byli młodzi, bali się. Ale ktoś, do jasnej cholery, mógł wezwać do pieprzoną policję.
-Dave, uspokój się.- zagryzłam wargę, by nie popłakać się, chociaż w oczy miałam już łzy.
-Mówiłem, żebyś była zaraz w domu!- po raz kolejny złapał mnie za ubrania, potrząsając mną. Następnie dostałam w twarz. Uderzył mnie, po raz kolejny.
-Hey!- po chwili usłyszałam nieznajomy głos. Nie mogłam już wytrzymać, rozpłakałam się i złapałam się za prawy policzek.- Taki jesteś męski, że kobiety bijesz?- nie zdążyłam się uspokoić, a nieznajomy już okładał Dave`a pięściami. Pomogłam Philipowi wyjść z wody, następnie podeszłam do chłopaka. Miał rozcięty łuk brwiowy, a z nosa leciała mi krew. Po raz kolejny się rozpłakałam. Nie martwiłam się o Dave`a. Po chwili wstał spojrzał na mnie wrogo i powiedział:
-Pożałujesz tego, zobaczysz.- warknął i odszedł. Schowałam twarz w dłoniach, jednak po kilku sekundach poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
-Wszystko dobrze?- zapytał, podając mi dłoń. Tłum zaczął się rozchodzić, a grupa tancerzy stała oszołomiona i szeptała coś pomiędzy sobą.
-Tak, dziękuję. I… przepraszam.- usiadłam przy fontannie, spojrzałam na Philipa i wtuliłam się w niego.- Phil… ja, przepraszam.
-To nie twoja wina, musiał kiedyś dostać. Dzięki, ocaliłeś ją.- mężczyzna podał nieznajomemu dłoń i ciepło się uśmiechnął.
-Nie ma sprawy, nikt nie będzie n moich oczach bił kobiety.
-Musisz jechać do szpitala, nie wygląda to ciekawie…- wskazał na jego rany.
-Spokojnie, wracam do hotelu, zaraz spróbuję to… naprawić.- zachichotał.
-Rachel, wracamy?- spytał Philip, spoglądając na mnie.
-Daleko macie?- zapytał wysoki brunet z blond kosmykiem na czole. Był uroczy. Phil wzruszył ramionami.- Mam czas, zaopiekuję się nią, a następnie zdecydujemy razem, co dalej.
-Skontaktuj się ze mną, dobrze?- nauczyciel poprosił, podając mu wizytówkę. Chłopak skinął głową. Wstałam z zimnego siedzenia i podeszłam do niego.
Ruszyliśmy do hotelu. Ponieważ budynek znajdował się po drugiej stronie ulicy, dotarliśmy tam po niecałych pięciu minutach. Był to jeden z najdroższych hoteli w Nowym Jorku. Chłopak mieszkał na dziewiątym piętrze i miał widok na panoramę miasta. Przez całą drogę nie odzywałam się, nie miałam odwagi, nawet nie wiedziałam kim jest, pozwoliłam się mu zaopiekować.
-Rozgość się…- uśmiechnął się, zapraszając mnie do środka. Rozejrzałam się i powoli wchodziłam do środka.- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy, zaraz wrócę, opowiesz mi coś o sobie.- uśmiechnął się i zniknął za drzwiami.
Jego pokój był duży, przestronny, widać było, że go stać… chociaż… ten chłopak cholernie mi kogoś przypominał, ale za skarby świata, nie mogłam sobie przypomnieć kogo. Usiadłam na kanapie i po raz kolejny schowałam twarz w dłoniach, ale po kilku sekundach usłyszałam czyjś głos.
-Zayn, wiesz może…- spojrzałam na drzwi, w których stał wysoki blondyn.- Przepraszam, ale…- chłopak zerknął na drzwi.- Cholera, dwieście czternaście B. Dobrze trafiłem…- podrapał się po głowie i spojrzał na mnie.
-Ouch, przepraszam. Nie wiem, kto tu mieszka, ale bardzo możliwe, że… Zayn!- zatkałam usta.- Niall?- wstałam z kanapy, spojrzałam na niego i po raz kolejny bylam oszołomiona.
-Tak, tak. Niall Horan. Kurde, Zayn mi nic nie mówił…
-Cześć, Niall. Co tam?- wysoki brunet wszedł do pokoju z plastrami w ręku.
-Weź mi wytłumacz, bo…
-Ach! Wybacz. To jest Niall. A to…- chłopak westchnął.- Wybacz, nie wiem jak masz na imię.
-Rachel.- uśmiechnęłam się i podałam rękę obydwu chłopcom.
-Zayn, przyprowadziłeś dziewczynę i nie wiesz jak ma na imię? Proooszę cię! Co ci się stało w… tutaj. Nie wiem, jak to się nazywa.- blondyn skrzywił usta.
-Łuk brwiowy.- Zayn zachichotał i przykleił na ranę plaster.- Długa historia, ale obiecuję, że wam opowiem wszystko. A teraz przepraszam, ale muszę załatwić sprawę.
-Okay, ale… właśnie! Nie wiesz, gdzie jest moje opakowanie z żelkami?
-Nie, nie wiem.- jęknął.
-Dobra, nie bulwersuj się. Bądź gotowy, niedługo mamy wywiad.- chłopak zniknął i zamknął za sobą drzwi.
-Czemu nie powiedziałeś, że ty to… Zayn.- wyszeptałam.
-A po co? Wolę, jak na spokojnie poznaję ludzi. Ale widzę, że poznałaś już naszego żarłoka.- chłopak potrząsnął głową i usiadł obok mnie.- Wiem, że może być dla ciebie to nieprzyjemne, ale… opowiesz mi, co tak naprawdę się stało? Chciałbym ci jakoś pomóc.- chłopak uniósł kącik ust do góry. Kiwnęłam głową.
Zaczęłam mu opowiadać o całym moim życiu. Po prostu miałam taką konieczność, może to i dobrze? Nie znał mnie i nie będzie oceniał mnie po samym wyglądzie. Zayn słuchał, za co byłam mu wdzięczna. Nie pominęłam faktu, że nie mam rodziców, nie mam gdzie mieszkać. On nadal słuchał.
-Świetnie tańczysz.- uśmiechnął się, kiedy zakończyłam swoja opowieść. Zaśmiałam się.- Naprawdę! Zawsze chciałem mieć talent do tańczenia.
-Ale masz talent do śpiewania i to niemały.- uśmiechnęłam się, spuszczając głowę. Chłopak spojrzał na zegarek.
-Posłuchaj, mam propozycję. To było naprawdę straszne, co mi opowiedziałaś, wzruszyłem się, tyle przeszłaś, a się nie poddajesz. Jestem z ciebie dumny.- chłopak przytulił mnie do siebie. Po policzku zaczęły spływać łzy, objęłam chłopaka. Potrzebowałam tego.- Za godzinę mam wywiad w radiu. Z całym zespołem. Może to niebezpieczne, ale czuję taką potrzebę, by ci pomóc. Zróbmy tak, przez ten czas, kiedy mnie nie będzie, opowiem chłopcom o tobie, zdecydujemy razem, co zrobimy, zgoda?- wybałuszyłam oczy.
-Zayn, ja nie chcę, żebyś przeze mnie zepsuł sobie reputację. Masz dziewczynę, co prasa powie na temat, że przygarnąłeś jakąś obcą dziewczynę do hotelu? Nie, to nie wchodzi w grę.
-Perrie i ja, mamy do siebie zaufanie, zadzwonię do niej, daj sobie pomóc, dziewczyno. Nie chcę, żebyś tam wróciła i wiodła takie same życie. Nie dyskutuj, decyzja podjęta. Porozmawiam z chłopcami. A prasą się nie przejmuj. Prawdziwi fani zrozumieją, czemu jest tak, a nie inaczej. No, już. Rachel.- chłopak spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami.
-Zgoda. Dziękuję, Zayn. Cholernie ci dziękuję.- wyszeptałam.
Chłopcy po godzinie byli już w radiu. Udzielali wywiadu, tak, słuchałam ich, zostałam w hotelu, żeby się nie narażać. Przez ten czas umyłam się i wskoczyłam w poprzednie ubrania. Następnie siedziałam i oglądałam telewizję. Po dwudziestej pierwszej, cały zespół wrócił. Do pokoju Zayna.
-Cześć!- wszyscy przywitali się, przytulając mnie do siebie. To było niesamowite uczucie, w jeden dzień spotyka cię coś strasznego, ale także poznajesz zespół, który ma miliony fanów. Siedzieliśmy na kanapie i wymienialiśmy się spojrzeniami.
-Rachel…- zaczął Zayn.- Mamy wyjście awaryjne.- przejechał dłonią po swoich gęstych włosach.
-Porozmawiamy z menagerem jeszcze dzisiaj. Mamy trzy osoby, które tańczyłyby na naszych koncertach, rozumiesz, ale te trzy osoby, no… to za mało.- dopowiedział Liam.
-Zayn mówił nam, jak tańczysz, pokazał nam filmik, który nagrał dzisiaj. Jesteś rewelacyjna.- dorzucił Harry.
-Zaraz, zaraz… Zayn, masz filmik z moim tańcem?- jęknęłam. Wszyscy się zaśmiali.
-Jeśli Menago się zgodzi… będziesz częścią naszego zespołu.- zakończył Louis.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Ja, szara mycha, miała być częścią zespołu One Direction? Oni chyba żartują…
-Słucham?- wybałuszyłam oczy.
-Rachel, nie mamy innego pomysłu. Sądzę, że to najlepszy pomysł.- zwrócił się Zayn.
-Jutro wracamy do Londynu, ale obiecujemy, że wrócimy za kilka dni. Mamy numer do Philipa, jeśli on się zgodzi, zamieszkasz tam na dwa, góra trzy dni. Wrócimy i wszystko się wyjaśni, zgoda?- zapytał Niall. Zaczęłam płakać. Nie mogłam uwierzyć w to, co oni do mnie mówią.
-Rachel? Coś się stało?- Malik objął mnie ramieniem, wtuliłam się w niego.
-Dziękuję, za wszystko.- mocno przytuliłam chłopaka.
-Cieszę się, że możemy ci pomóc.
Wygląda na to, że wszystko idzie po dobrej myśli.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
O M G. Wybaczcie, że musieliście czekać pół miesiąca, ale kompletnie weny nie miałam. I tak, 3/4 kończyłam dzisiaj. Z katarem, zatkanym nosem i brakiem pomysłu. Imagin jest długi, sądzę, że nie wyszedł jakiś taki... najgorszy. Tak, pomimo że są wplątane dialogi z chłopcami, ale to Zayn ma tutaj główną "rolę". Zrozumcie mnie, nie jest mi łatwo pisać z katarem. No to, na dzisiaj to tyle. Będę wdzięczna o jakiekolwiek komentarze :)!