poniedziałek, 1 lipca 2013

20. Zayn cz. II

            Weszłam do, zamglonego od dymu papierosów, lokalu. Było kilka minut przed ósmą, więc miałam czas, by kupić sobie drinka, znaleźć przyjaciół i poczekać na Zayn’a… przynajmniej miałam nadzieję, że przyjdzie. W końcu obiecał, nie? Przepchałam się przez tłum ludzi przy wejściu i od razu rozejrzałam się po klubie, kilkanaście tańczących par, rozstawieni ludzie przy wejściu, barze i lożach… nigdzie jednak nie widziałam Liz, John’ a i Nathan’ a. Umówiłam się z nimi, gdy jechałam autobusem po tamtym wydarzeniu… żadne z nich nie wiedziało, co się stało kilka godzin wcześniej, bo po co? Nic mi się nie stało, a to chyba najważniejsze. Szybko podeszłam do baru, zamawiając Mojito, czekając na nie, wyjęłam telefon i wystukałam krótkiego SMS do mojej przyjaciółki o treści „Za ile będziecie?” po czym schowałam aparat do małej torebki. Sącząc pój napój przez słomkę, poczułam czyjeś dłonie na biodrach.
-Dobry wieczór.- wyszeptał głębokim głosem. Zamknęłam powieki, czując jego zapach. Woda toaletowa od Armaniego. Coś co tak kurewsko kochałam. Chłopak musnął mój kark, obejmując mnie w pasie. Odwróciłam się na krzesełku w jego stronę wraz z moim napojem.
-Przyszedłeś.- uśmiechnęłam się tajemniczo, popijając Mojito.
-Jak mógłbym cię zawieść?- odgarnął kosmyk włosów z mojego czoła.- Jesteś piękna, [T.I]- wymruczał prosto do mojego ucha. Westchnęłam cichutko, wdychając jego zapach. Nie chciałam, żeby ta chwila kiedykolwiek się skończyła.
-Jesteś sam?- zapytałam, widząc jego uśmiech na twarzy. Chłopak pokręcił głową.
-Jest ze mną PJ, Melody i Andy.- mówił, bawiąc się moimi włosami, które opadały na prawe ramię.
-Melody?- mruknęłam, słysząc jej imię.- Serio, Zayn?- syknęłam, obracając się do niego plecami. Dopiłam do końca mojego drinka i zamówiłam kolejnego. Zauważyłam jak jego osoba dosiada się obok.
-Zazdrosna?- przymrużył oczy, zamawiając kufel piwa.
-Ja? Ani trochę, zresztą, przyszłam tutaj z przyjaciółmi.- fuknęłam.
-Serio? To gdzie oni są?- zaśmiał się ironicznie.
-Daj spokój, Zayn. Zaraz tu będą.- wyjęłam z torebki telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Jedna wiadomość nieodebrana, odblokowałam aparat i szybko przeczytałam SMS. „Skarbie, spóźnimy się trochę, maksymalnie pół godziny, kocham cię x” westchnęłam cicho i schowałam go z powrotem.- Spóźnią się.- mruknęłam niezadowolona.
-Świetnie, więc mamy czas dla siebie.- klasnął w dłonie, upijając piwo.
-Dla siebie? Nie, nie. Ty masz czas dla Melody i reszty, a ja dla siebie.- uśmiechnęłam się ironicznie.
-A uwierzysz, gdy ci powiem, że ona sama się wprosiła?- zeskoczył z krzesełka, obejmując mnie w pasie.- No, już, [T.I]…- ponownie zaczął muskać mój skórę, odgarniając włosy z karku.- Rozluźnij się, chodź. Zatańczymy.- Mulat złapał mnie za nadgarstek i, o mało nie wylewając mojego drinka, pociągnął za sobą. Po chwili byliśmy już na środku parkietu, akurat DJ puścił coś wolniejszego, więc chłopak objął mnie w pasie, przybliżając się do mnie maksymalnie, ja zarzuciłam ręce na jego szyję.
-Powinieneś siedzieć z nimi.- mruknęłam, zerkając na grupkę znajomych Zayn’a pod ścianą.
-Ale umówiłem się z tobą.- oblizał usta, uśmiechając się delikatnie.
-Nie chcę nic mówić, ale Melody jest chyba wściekła.- zachichotałam, widząc drobną blondynkę, która piorunowała mnie spojrzeniem. Brunet wzruszył ramionami, uważnie mi się przyglądając. Do końca piosenki tańczyliśmy w ciszy, następnie chłopak zaprowadził mnie do baru.
-Chodź, pójdziemy do nich.- chwycił w jedną rękę kufel piwa, a w drugą moją dłoń. Ja natomiast wzięłam z blatu swój drink i ruszyłam za nim. Podeszliśmy do loży, gdzie siedzieli znajomi Zayn’a. Przywitał się z nimi i obejmując mnie w pasie, przedstawił mnie wszystkim.- PJ’a już znasz.- zachichotał. Skinęłam głową. Mężczyzna uśmiechnął się w moją stronę.- A to jest Melody. Melody to [T.I].- posłałam jej ironiczny uśmiech, na co dziewczyna się skrzywiła.
-Zayn, skarbie?- blondynka wstała z miejsca i podeszła do chłopaka, muskając jego wargi. Nie powiem, zabolało.- Idę po coś do picia.- wymruczała prosto w jego usta. Spuściłam wzrok, by widzieć jak najmniej. Na szczęście albo i nie, Zayn nie przejął się nią, skinął głową i tyle. Przynajmniej byłam mu wdzięczna, że nie kazał mi na to patrzeć.
-Siadaj, skarbie.- chłopak wskazał na miejsce przy stoliku. Usiadłam na miejscu, a Zayn obok.
-Zaraz będę musiała iść. Liz z kolegami przyjdą…
-Jasne.- posłał mi uśmiech numer siedem, upijając łyk swojego piwa. Nie minęło trzy minuty, a dołączyła do nas Melody.
Usiadła na kolanach chłopaka, tak, by widział dokładnie jej dekolt, jednak Zayn nie był szczególnie nią zainteresowany. Na szczęście długo nie musiałam na nich patrzeć, bo zauważyłam trzy znajome postacie przy barze. Zerwałam się na równe nogi, próbując przejść, jednak Melody wraz ze swoim chłopakiem byli sobą tak zajęci, że nie miałam możliwości przejścia, ponieważ jego nogi zagradzały mi wyjście. Musiałam zadrzeć nogę, by go wyminąć, a w ciasnej sukience i szpilkach nie jest to łatwe, jednak przełamałam się i uniosłam ją do góry, bez większych przeszkód stałam już obok Malika, obciągnęłam sukienkę i już miałam ruszyć do baru, gdy poczułam ścisk na moim nadgarstku. Odwróciłam się, widząc jak mulat trzyma mnie za rękę. Próbowałam się wyrwać, jednak to na nic. Przecież był tak zaangażowany w całowanie swojej dziewczyny, więc nie rozumiem, czemu to robił. Westchnęłam ciężko, spuszczając głowę, po chwili brunet przerwał swoje czułości z blondynką i spojrzał na mnie.
-Gdzie idziesz?- zapytał, oblizując usta. Dziewczyna była niezadowolona, bo zaczęła bawić się jego kołnierzykiem od koszuli. Wywróciłam oczami i ponownie spróbowałam wyrwać rękę z jego uścisku. Na marne, był naprawdę silny.
-Do przyjaciół, właśnie przyszli.- westchnęłam, znudzona tym staniem.
-Pójdę z tobą.- mruknął, wstając z miejsca.
-Zayn, to nie jest dobry pomysł. Liz cię nienawidzi do tej pory.- mruknęłam.
-Ale ja idę ci towarzyszyć, a nie do niej.- wzruszył ramionami, nie wiedząc o co mi chodzi.
-Zayn.- warknęłam.- Melody cię bardziej potrzebuje.- posłałam jej ironiczny uśmiech. Chłopak nic sobie z tych słów nie zrobił, złapał mnie za dłoń, idąc w stronę baru. Szłam za nim z otwartymi ustami. On zostawił tam sobie swoją dziewczynę, która zaraz z chęcią by mnie zamordowała. Zresztą… przepraszam bardzo, ale czemu on mnie trzymał za dłoń? I splótł nasze palce? Po pierwsze: nie jesteśmy razem; po drugie: nie ma po drugie, ale to bardzo ważne! Do barku doszliśmy w kilka sekund, przepchaliśmy się przez spocone ciała na parkiecie, po czym zaszliśmy moich przyjaciół od tyłu.
-[T.I]! W końcu, już miałam do ciebie dzwonić.- Liz spojrzała na mnie z uśmiechem, jednak później skierowała wzrok na chłopaka, który obejmował mnie w pasie od tyłu.- Zayn?- mruknęła.
-Miło mi znowu cię spotkać, Liz.- uśmiechnął się ironicznie.
-Nie rozpędzaj się.- syknęła.
-Koniec. Gdzie John i Nathan?- rozejrzałam się wokół, jednak nie zauważyłam żadnego z nich.
-Na parkiecie.- mruknęła, przyglądając się mojemu towarzyszowi.
-Cholera, zostawiłam drinka na twoim stoliku. Przyniósłbyś mi?- westchnęłam, spoglądając na niego.
-Jasne, zaraz będę.- brunet musnął mój kark, po czym zniknął z mojego pola widzenia. Westchnęłam cicho, siadając na krześle.
-Powariowałaś?!- krzyknęła dziewczyna.- [T.I]! Mówię do ciebie!- potrząsnęła moim ramieniem, widząc, że jej nie słucham.
-Co?!- warknęłam, spoglądając na nią.
-Mamy mało czasu, zaraz to wróci, więc pytam prosto w mostu: co ty najlepszego robisz?!
-Spokojnie, jego dziewczyna zaraz go zatrzyma, pomiziają się z dziesięć minut i znowu wróci.- mruknęłam, bawiąc się palcami.- A co do pytania… nie rozumiem, o czym mówisz.- westchnęłam.
-O tym, że jeszcze kilka godzin temu chciałaś go zamordować, a teraz… dziewczyno, co się z tobą dzieje?!- ryknęła, rozkładając ręce. Westchnęłam ciężko.
-Nic, zrozum… czy my nie możemy być nawet przyjaciółmi? Powtarzam, nic nas już nie łączy, okay?- syknęłam.- On ma zresztą dziewczynę…
-No właśnie i to mi się nie podoba, on znowu Cie zrani, [T.I]!- mruknęła, upijając łyk swojego drinka.
-Pozwól, że sama będę decydowała o tym, co zrobię, zgoda?- syknęłam, oddalając się od niej, od razu ruszyłam w stronę stolika Zayn’a, Melody i jego przyjaciół.
-Cześć, [T.I].- przywitał się PJ, wyszczerzyłam się w jego stronę, szukając wzrokiem Zayn’a.
-A gdzie…- nie zdążyłam dokończyć, bo jego drugi przyjaciel mi przerwał.
-Z Melody.- westchnął. Skinęłam głową, czując ból w sercu.- Poszli zatańczyć.- chłopak przekręcił kieliszek w dłoni, wlewając wódkę do buzi.
-Andy, tak?- mruknęłam. Chłopak pokiwał głową.- Wlejesz mi?- westchnęłam niepewnie. Z wielkim uśmiechem na twarzy podał mi kieliszek, wlewając do środka alkohol. Westchnęłam cicho i przechyliłam szkło prawie do góry nogami, połykając cała zawartość. Czułam, jak cała ta wódka wypala mi gardło. Zacisnęłam powieki, dzielnie przetrzymując ból.
            Przed przyjściem Zayn’a wypiłam jeszcze kilka takich kieliszków. Po piątym czułam mały chaos w mojej głowie, więc dałam sobie spokój. Czekałam aż Malik pojawi się przy „naszym” stoliku, na szczęście po kilku minutach był z powrotem.
-Zayn.- uśmiechnęłam się delikatnie.- Wybacz, skarbie, ale Malik jest teraz mój.- syknęłam, chwiejąc się na nogach.
-[T.I] ile wypiłaś?- zachichotał, przytrzymując mnie za dłonie.- O ile się nie mylę, byłaś z Liz.- mruknął.
-Podła suka, będzie mi mówiła, jak mam żyć.- syknęłam.- Pieprzyć ją.- machnęłam ręką, zdejmując z nóg ciężkie szpilki.- Chodź, zatańczysz ze mną.- wymruczałam prosto w jego usta, czekając na jakąkolwiek reakcję. Brunet delikatnie się uśmiechnął, ciągnąc mnie na parkiet.- Nie lubię tej całej Melody.- mruknęłam w połowie piosenki. Tańczyliśmy wtuleni w siebie.- To też suka.
-Bez przesady, naprawdę jest miła. Jeśli nie ma wokół niej konkurencji- zachichotał, szepcząc do mojego ucha.
-Na pewno.- chłopak odsunął się delikatnie ode mnie, patrząc w moje oczy. Uśmiechnęłam się do niego i przybliżyłam swoje usta do jego, po chwili trwaliśmy w jednym pocałunku. Smakował jeszcze lepiej niż kilka godzin temu.- Jesteś beznadziejnym chłopakiem. Zdradzasz wszystkie na prawo i lewo.- burknęłam w przerwie.
-Nieprawda. Zdradziłem ciebie raz i Melody teraz.- zachichotał cicho.
-Więc się zdecyduj kogo wolisz.- mruknęłam. Chłopak wzruszył ramionami, po czym wpił się w moje usta. Nie sprzeciwiałam się, w końcu alkohol zrobił swoje.
Zarzuciłam ręce na jego szyję, popychając go w bok, na ścianę. Po chwili znajdowaliśmy się pod nią, chłopak oparł się dłońmi o ścianę, składając na moich ustach pocałunki. To było naprawdę miłe, był taki delikatny, a za razem agresywny.
-Zayn.- jęknęłam cicho.- Jedźmy do mnie albo do ciebie.- mruknęłam, czujac jego wargi na mojej szyi.
-Jesteś pewna, [T.I]?- westchnął, nie przerywając pocałunków.
-Pewna jak nigdy.- jęknęłam, przysuwając go za kołnierzyk jego koszuli. Chłopak westchnął cicho i pociągnął mnie za nadgarstek. Całkiem zadowolona z siebie, ruszyłam boso za nim.
-Jadę ją odwieźć.- mruknął.- Nie czekajcie na mnie, raczej nie wrócę.- oblizał usta, a ja mocniej się w niego wtuliłam, przyprawiając Melody o złość.
-Żartujesz, prawda?! A co ze mną?!- blondynka wstała z miejsca, a ja tylko się zaśmiałam. Była taka żałosna.
-PJ cię odwiezie.- westchnął, biorąc z podłogi moje buty.
-Będziesz teraz pieprzył jakąś dziunie, kiedy ja, twoja dziewczyna, siedzę tutaj i na ciebie czekam?!- syknęła.- Mylisz się, Zayn. Koniec z nami, sukinsynu.
-Ooo, jak przykro.- zaśmiałam się głośno, widząc jej reakcję.- I nie jestem jakąś dziunią tylko [T.I].- wyszczerzyłam się szeroko. Dziewczyna pokręciła głową i ruszyła w stronę wyjścia.
-Jedźmy już.- mruknął, podając mi moje buty.- Zadzwonię po taksówkę.- oblizał wargi, prowadząc nas na zewnątrz. Zimny wiatr opatulił moje ciało, od razu się wzdrygnęłam, jednak na moment mnie orzeźwiło. Potarłam dłońmi moje ramiona, siadając na ławce.- Zimno ci, skarbie?- spojrzał na mnie, przystawiając telefon do ucha. Wzruszył ramionami, jednak chłopak zdjął z siebie marynarkę i mi ją podał.
-Dzięki.- mruknęłam zarzucając ja na ramiona. Zamknęłam oczy, by choć na chwilę się zrelaksować. Po kilkunastu sekundach mulat usiadł obok mnie.
-Za dziesięć minut będzie.- uśmiechnął się.- Chcesz wejść do środka?
-Nie. Mdli mnie już od tego smrodu.- mruknęłam i położyłam głowę na jego ramieniu. Malik objął mnie jedną ręką w pasie, przyprawiając mnie o dreszcze.- Melody z tobą zerwała.- mruknęłam całkiem bez sensu.
-Wiem.- zaśmiał się.- Jutro będę musiał z nią pogadać.- westchnął.- Ale nie martw się.- musnął moje czoło, co wywołało u mnie pozytywne wibracje. Pomimo tego, co robił, był nadzwyczaj opiekuńczy.
            Siedzieliśmy jeszcze tak kilka minut, dopóki taksówka nie podjechała pod klub. Wzięłam do ręki moje szpilki i wraz z Malikiem ruszyłam do auta. Usiedliśmy na tylnych siedzeniach, chłopak podał adres kierowcy, po czym ruszyliśmy.
-Jedziemy do ciebie, prawda?- mruknęłam, kładąc głowę na jego kolanach.
-Tak, nie znam twojego adresu, przykro mi.- wyszeptał, gładząc moje splątane włosy. Zamknęłam oczy, licząc na ponowny relaks.
            Do mieszkania Zayn’a nie jechaliśmy długo, ponieważ mieszkał w samym centrum miasta. Pomimo tego, czym się zajmował, mieszkał w starej kamienicy, wynajmował mieszkanie, a resztę pieniędzy wysyłał mamie, która została w Bradford, jego rodzinnym mieście. Po kilku minutach byliśmy na miejscu, wyszłam z auta, czekając, aż Malik zapłaci za przejazd, przez ten czas poprawiłam swoją sukienkę i założyłam na nogi swoje niewygodne szpilki. Gdy chłopak uregulował dług, objął mnie ręką w pasie i otworzył drzwi od kamienicy, z wielkim wysiłkiem weszliśmy na trzecie piętro, gdzie Zayn miał swoje mieszkanie. Wyjął z kieszeni klucze i otworzył nimi drzwi.
-Wchodź, skarbie.- mruknął, przepuszczając mnie w wejściu. Westchnęłam cicho i od razu pozbyłam się swoich butów, rzuciłam je w kąt i usiadłam na komodzie, niechcący zwalając z niej jakieś dokumenty. Bez mojej zgody mulat wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju.
-Puść mnie, Zayn.- westchnęłam, nie mając siły się kłócić.
-Już.- postawił mnie na ziemi, przy swoim łóżku.- Kładź się. Jesteś pijana.- pokręcił głową i odgarnął moje włosy z czoła.
-Uhm, nie.- mruknęłam, przytulając się do niego. Następnie wspięłam się na palce i musnęłam jego wargi. Po kilku sekundach zwinnie wsunęłam koniuszek języka pomiędzy jego usta. Zarzuciłam ręce na jego szyje, czując zimno dłonie na moich nagich plecach. Tak, moja sukienka miała wycięcie z tyłu. Malik, odnalazł mój suwak i delikatnie go rozsunął, mruknęłam prosto w jego usta, uśmiechając się delikatnie. Chłopak był widocznie zadowolony, zsuwał ze mnie delikatnie sukienkę, odsłaniając moje piersi. Przysunął mnie do siebie maksymalnie, zjeżdżając pocałunkami na moją szyję.- Zayn.- mruknęłam cicho. Pociągnęłam go do siebie za jego kołnierzyk od koszuli, po czym wylądował na mnie w łóżku. Przycisnął mnie go metalowego oparcia, obejmując moją twarz w dłonie.
-Przepraszam, skarbie, ale nie mogę cie pieprzyć, wiedząc, że jesteś pijana i nie jesteś świadoma tego, co robisz.- wyszeptał i złożył na moim ustach ostatni, ale kurewsko namiętny pocałunek.
-Nienawidzę cię!- mruknęłam.- Przez ciebie mam chcicę, wiesz?- syknęłam.- Rozpiąłeś moją sukienkę i zsunąłeś ją delikatnie. No spójrz, nawet cycki mi już widać.- westchnęłam, opadając bezsilnie na poduszkę. Chłopak zachichotał i ruszył do komody, wyjął z niej duża koszulkę i rzucił nią we mnie.
-Przebierz się.- mruknął, zdejmując z siebie koszulę. Przegryzłam wargę, widząc jego umięśniony brzuch i tatuaże na ramieniu.
-Zayn, wyglądasz tak kurewsko seksownie.- mruknęłam, zdejmując z siebie sukienkę.
-Czekaj… nie wolisz iść do łazienki się przebrać?- zapytał zaskoczony. Pokręciłam głową.
-Nie widzisz moich cycków pierwszy raz.- wywróciłam oczami i rzuciłam na podłogę mój ciuch. Pokiwał głową i zdjął kolejną część garderoby. Wsunęłam na siebie jego za dużą koszulę z logo zespołu Guns n’ Roses i westchnęłam.
-Ty też wyglądasz seksownie, [T.I].- zachichotał, siadając obok mnie w samych bokserkach. On to robił specjalnie! Byłam podpita, miałam ochotę, żeby mnie pieprzył i na dodatek usiadł obok mnie w samych bokserkach! Niech ktoś go stąd zabierze.
-Staram się.- mruknęłam.
-Potrzebujesz czegoś?- zapytał.
-Nie, dzięki. Po prostu połóż się obok mnie i mnie przytul.- westchnęłam, przykrywając się kołdrą. Mulat uśmiechnął się i wsunął się pod pościel, przysuwając mnie do siebie.
-Śpij, skarbie.- musnął mój policzek, obejmując mnie w pasie.
-Zayn?- mruknęłam, będąc na pograniczu snu a jawy.
-Tak?
-Kocham cię.- westchnęłam cichutko, splatając nasze dłonie. Czułam, jak uśmiecha się pod nosem. Może i byłam podpita i śpiąca, ale byłam pewna tego, co do niego czuję… wiedząc, że tym razem mnie nie zawiedzie.
~*~*~*~*~*~*~*~*
Długi ta część, bo ma aż pięć stron. No nieważne. Podoba mi się ogólnie cały ten imagin, haha. No nic. Czekam na wasze opinie :3.
10 komentarzy = kolejny imagin.

sobota, 29 czerwca 2013

19. Zayn

            Siedziałam w ciemnym, opuszczonym magazynie, nie wiedząc, co się dzieje. Czułam jak moje nogi są przywiązane jakimś sznurem do krzesełka, ręce zarzucone do tyłu, złączone z oparciem, nie miałam pojęcia, jak i kiedy się tutaj znalazłam.

            -Co robisz dzisiaj wieczorem, Liz?- zapytałam przyjaciółkę przez telefon.
-Nic szczególnego, aczkolwiek dzisiaj piątek, pewnie pójdziemy z chłopakami do klubu. Idziesz z nami?- odpowiedziała swoim melodyjnym głosem.
-Jasne.- wzruszył ramionami, skręcając w jedno z uliczek w Londynie.- Dobrze się składa, przynajmniej zapomnę o Zayn’ie.- mruknęłam niezadowolona.
-Właśnie! Rozmawiałaś z nim?
-Przestań, nie mam zamiaru. Po tym, jak mnie zdradził i dowiedziałam się, że no… jest niebezpieczny? Podziękuję… zresztą, zapomnijmy o tym.- westchnęłam ciężko. Tak naprawdę nie chciałam zapominać, mój związek z Zayn’ em trwał dwa lata i po tym czasie dowiedziałam się całej prawdy. Jednak pomimo tego, tęskniłam za nim, ale obiecałam sobie, że będę jak najrzadziej o nim wspominała, on po prostu na to nie zasługuje. Ani na mój wysiłek, ani mój czas.
-No nic, zadzwonię do ciebie, do usłyszenia, skarbie. Trzymaj się.
-Dzięki, pa.- rozłączyłam się, wkładając telefon do kiszeni. Nie zdążyłam nawet podnieść wzroku, bo poczułam ogromny ból z tyłu głowy.

            Nic więcej nie pamiętam, no oprócz tego, że piętnaście minut temu przebudziłam się w tym miejscu. Dziwne, bo ono było dziwnie znajome, jakbym była tutaj już kiedyś. Mało ważne. Siedziałam tak jeszcze kilka minut, próbując chociaż poluźnić węzły. Och tak, jeszcze dziwniejsze było to, że nie byłam przerażona, nie chciało mi się płakać ani krzyczeć, co w moim przypadku było cholernie dziwne. W końcu byłam kruchą blondynką o lazurowych oczach i przeuroczym uśmiechu, przynajmniej inni mnie tak opisywali…
            Po kilku minutach próby wyswobodzenia się z mocno zaciśniętych supłów, usłyszałam skrzypienie starych, metalowych drzwi, dźwięk był tak nieznośny, że modliłam się, by osoba, która znęca się nade mną, nie zamykając drzwi, dała sobie już spokój. Na szczęście, moje modlitwy zostały wysłuchane, kilkanaście sekund później słyszałam jedynie jakieś niewyraźne kroki, które, jak po chwili się dowiedziałam, należały do pewnego tajemniczego faceta. Siwa bluza z kapturem, dresy, okulary przeciwsłoneczne na nosie… swoją drogą, na co mu okulary w ciemnym pomieszczeniu?! Typowy gangster, tak, [T.I] nawet wtedy się nie bała, ba, nawet z wielką chęcią chciała zobaczył kim ta osoba jest.
-Witam Cię, [T.I]. Jak dobrze cię znowu widzieć.- jego głęboki głos mnie jednak trochę przestraszył.
-Znowu?- mruknęłam.- Nie przypominam sobie…
-Milcz.- syknął, po czym splunął kilka milimetrów od mojego siedzenia. Nie lubiłam, gdy facet pluł, nawet, jak był z mafii, obrzydzało mnie to.
-Możesz nie pluć? To ohydne.- westchnęłam.- Wolałabym, żebyś przy mnie palił niż pluł. To takie nieetyczne.
-Pyskata, lubię takie.- zaśmiał się gardłowo.
-Nad śmiechem też musisz popracować.- pokiwałam głową.- A tak nawiasem, co ja tutaj robię?- skrzywiłam się, czując jak moje nadgarstki powoli tracą czucie, tak samo ze stopami. Mężczyzna jedynie zapalił papierosa, zaciągnął się nim i wypuścił dym z ust, tworząc z niego kółka.- Profesjonalista.- wywróciłam oczami, widząc ruchy jego warg.
-Czy możesz zamknąć swoją mordę na kilka minut?! Jezu, jak można być tak gadatliwym?
-A jak można tak odnosić się do kobiet? Przepraszam bardzo, ale mógłbyś mnie rozwiązać? Moje ciało jest delikatne i jeśli chociaż nie poluzujesz węzłów, będą musieli amputować mi obydwie dłonie i stopy.- westchnęłam głośno.
-Do jasnej cholery! Zamknij się! Jeszcze chwila, a zamknę cię w spiżarce na dole! Kurwicy zaraz dostanę.- warknął, chodząc nerwowo po magazynie.
-Dobra, przepraszam.- mruknęłam niechętnie.
-Gdzie on jest… - wysyczał sam do siebie. Otworzyłam już usta, by mu coś odpowiedzieć, jednak mężczyzna podszedł do mnie zdjął okulary i pochylił się nade mną.- Jeśli jeszcze raz coś usłyszę z twoich ust…- przerwał i podniósł z podłogi siwy przedmiot, po czym dalej kontynuował.- Zakleję ci ją i nie będzie już tak wesoło.- wysyczał. Ponownie chciałam coś odpowiedzieć, jednak dałam sobie spokój, z takimi nie warto dyskutować i już.
-Hej, PJ, wybacz za spóźnienie, były korki i sam rozumiesz.- znajomy głos rozniósł się po całym pomieszczeniu.
-Nie tłumacz się, ale masz u mnie dług.- syknął.
-Co?- mruknął.- Jaki dług?
-Nie wiem, Zayn, jak tak długo mogłeś z nią wytrzymać. Nawija jak katarynka! Nic jej chyba nie uciszy. A głos ma tak wkurwiający…- ciągnął swój monolog.
            Zaraz, zaraz… Zayn? Nie, no po prostu nie wierzę! Powiedzcie mi, że to wszystko jest jakimś pieprzonym żartem albo snem.
-Kto?- tak, ON nadal nie wiedział o kim jego kolega mówi. Chociaż chłopaki byli na samym końcu magazynu, Zayn mógł mnie nie widzieć, ale chyba wiedział, co ten jego kolega robi, prawda?
-No jak to kto? [T.I]!- jęknął.
-Ale skąd ty znasz [T.I]?- mruknął.
-Zayn, nie rób ze mnie głupiego! A kogo kazałeś mi porwać?! Dokładnie mi powiedziałeś. [T.I].- przeliterował moje imię. Nie podobało mi się to, brzmiało ono tak obco i szorstko.
-PJ! Pojebało cię?! Mówiłem o Melody! Jezu, stary… nie mów, że ona tu jest.- warknął, nie patrząc w moją stronę.
-Tak, jestem! I wszystko słyszę!- syknęłam. Tak szczerze, to nie miałam ochoty z nim rozmawiać, ale to wszystko tak samo z siebie wychodzi, nawet czasem tego nie kontrolowalam. Mulat spojrzał przez jego ramię, po czym podszedł do mnie.
-[T.I]…- westchnął.- Jesteś tępy, PJ! Dobrze wiesz, że mnie i ją NIC już nie łączy.
-Dzięki za przypomnienie, zapomniałam.- odpowiedziałam sarkastycznie i wywróciłam oczami. Chłopak delikatnie się uśmiechnął, co było u niego rzadkością.
-Zresztą, opisywałem ci ją! Średniej wysokości blondynka, włosy do ramion, a ona ma wyraźnie ponad łopatki!- syknął, próbując odwiązać sznury.
-Ramiona, łopatki… co za różnica?! Blondynka to blondynka.- wzruszył ramionami, po czym się zaśmiałam. Malik, bo tak miał na nazwisko Zayn, spojrzał na mnie i pokręcił głową.- Ale czekaj, skoro ona wie o tym wszystkim…
-Jakim wszystkim?- brunet odwrócił twarz w jego stronę.
-No tym magazynie, mnie…- zaczął wymieniać. Ja tylko wywróciłam oczy.
-PJ, tak?- spojrzałam na niego.- Już wiem, skąd znam to miejsce.- pokiwałam głową.- Zayn mnie tutaj często zabierał, gdy byliśmy razem.- zaakcentowałam ostatnie słowo, wracając wzrokiem na chłopaka. Nadal był kurewsko seksowny. Delikatne promienie słonecznie przedzierały się przez ubytki w ścianach, co podkreślały jego brązowe oczy, a w tym świetle wyglądały jak węgielki.- Brzmi mało romantycznie, ale jednak.- zaśmiałam się. Liz miała rację, pomimo zdrady i tego, że dowiedziałam się, czym się zajmuje… nadal za nim szalałam. Gdy go tylko widziałam, wszystkie problemy odchodziły na bok. Zayn odwiązał moje nogi, szybko poczułam ulgę.- Dzięki.
-No dobra, i co, że cię tu zabierał?- podszedł do mnie, zakładając skrzyżowane ręce na pierś, Malik natomiast zajął się moimi nadgarstkami.
-I to, że nie jestem tutaj pierwszy raz.- westchnęłam.- Nieważne, i tak nie zrozumiesz.- zaśmiałam się cicho. Po chwili ręce także miałam już sprawne. Zamknęłam oczy i westchnęłam cicho.
-Masz przyprowadzić jutro o piętnastej Melody, PJ. MELODY!- powtórzył.
-Nie krzycz, stary.- uniósł dłonie ku górze.
-Mogę wiedzieć czemu?- spojrzałam na nich po kolei.
-Muszę z nią zerwać, ona wie za wiele, tak samo jak ty.- mruknął.
-Czekaj, chcesz ją zastraszyć?- mruknęłam.
-A jak inaczej? Jeśli zerwę z nią po ludzku, pójdzie na policję i nas wyda…- wyszeptał.
-A dziwisz się? Jest albo była dziewczyną gangstera, który sprzedaje narkotyki. Też mogę iść.- wzruszyłam ramionami.
-Ale ty nie pójdziesz, bo jesteś za mądra. Zresztą, ciebie znam już dwa lata, wiem, że mnie nie sprzedasz, a że przyłapałaś mnie na tym, jak się z nią całuję to już inna sprawa.- uśmiechnął się.
-Och, dzięki za przypomnienie!- mruknęłam.- Jesteś świnią, jak mogłeś mnie zdradzić? Po dwóch latach związku!- jęknęłam.- A ja cię kochałam.- chłopak uśmiechnął się tajemniczo.
-Wybacz, kochanie, ale ona była kurewsko seksowna. A całowała jak profesjonalistka.- wymruczał. Zrobiło mi się przykro.
-Robisz to specjalnie.- westchnęłam i wstałam z krzesełka. Widziałam tylko, jak Zayn uśmiecha się ponownie.
-Idziesz już?- zapytał, podchodząc do mnie.
-Tak. Nic tu po mnie.- mruknęłam.
-To poczekaj, odprowadzę cię. PJ, poczekaj tutaj na mnie.- rzucił mu pęk kluczy po czym mnie dogonił.
Musieliśmy zejść starymi, betonowymi schodami, kiedy byliśmy na dole, chłopak zatrzymał się na chwilę, wyciągnął ze skórzanej kurtki paczkę papierosów i odpalił jednego.
-Co dzisiaj robisz, skarbie?- zapytał, wypuszczając dym z ust. Wzruszyłam ramionami.
- Idę do klubu ze znajomymi.- zaczekałam na niego przy filarze, ponieważ znowu zatrzymał się na moment, poprawiając swoją kurtkę. Mulat skinął głową, podchodząc do mnie.
-Uwierz mi, nic się nie zmieniłaś.- mruknął, opierając dłonie o filar, zagradzając mi przejście. Trzymał pomiędzy wargami papieros, a palcem jeździł po mojej skórze na ramieniu. Był tak kurewsko seksowny, aż dreszcz mnie przeszedł. Patrzyłam na każdy jego ruch.
-To trudne do zrealizowania w niecały miesiąc.- mruknęłam, wspominając nasze ostatnie spotkanie na którym z nim zerwałam. Głośno przełknęłam ślinę.
-Nadal jesteś tak gadatliwa i pyskata.- warknął, przysuwając się bliżej do mojego ciała.- Stara, dobra [T.I].- nie przestawał, jeździć opuszkiem palca, jednak zmienił trasę, tym razem zjechał na moją talię.
-Nadal mam do ciebie żal, Zayn.- wyszeptałam, czując jego dłonie na moich biodrach. Chłopak dopalił szybko papierosa i przygasił peta podeszwą buta.
-Każdy ma jakiś żal albo czegoś żałuje.- wymruczał, przybliżając swoją twarz do mojej. Zapach papierosów czułam już wszędzie, ale nie przeszkadzało mi to, na pewno nie u niego. Brunet zwinnie wyjął gumy z kieszeni kurtki i włożył dwie drażetki do swojej buzi. Teraz wszystko miało takie dziwny zapach, gorzki zapach papierosów pomieszał się ze świeżą miętą. Chłopak musnął delikatnie moje wargi, przyprawiając mnie ponownie o dreszcze. To było takie perfekcyjne, on był cały perfekcyjny… smakował jak… sama nie wiem jak.
-Może lepiej nie prowokuj, Zayn? Nie korzystaj z okazji.- mruknęłam, nie wiedząc, co mówię. Tak szczerze, to chciałam, żeby to kontynuował, uwielbiałam jego smak zaróżowionych warg. Tak jak myślałam, chłopak niewiele czekał, a gwałtownie wpił się w moje wargi. Robił to agresywnie, ale chciał być delikatny.- Zayn, proszę…- jęknęłam, pomiędzy pocałunkami.
-Shh, skarbie.- mruknął, wsuwając swoje dłonie pod mój luźny top. Oparłam glowe o filar, ulegając mu. Chłopak zsunął swoje gorące wargi na moją szyję. Odchyliłam głowę, by miał więcej miejsca, dłonie zarzuciłam na jego ramiona, czując jego ręce na moich plecach, one błądziły po całej mojej skórze, zatrzymując się na zapięciu od stanika. Wiedziałam, że to nie może się zdarzyć, odepchnęłam go lekko, szybciej oddychając.- Co jest?- mruknął, widocznie niezadowolony. Przegryzłam swoją wargę, przyglądając się mu.
-Przyjdź dzisiaj o dwudziestej do klubu „Devil”.- wyszeptałam, kierując się do wyjścia. Mulat podbiegł szybko, wpijając się ponownie w moje rozpalone wargi.
-Będę na pewno.- wymruczał, pozwalając mi odejść. Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym otworzyłam stare, skrzypiące drzwi. Z uśmiechem na twarzy ruszyłam na przystanek, z którego miałam autobus do domu.
~*~*~*~*~*~*~*~*
Proszę bardzo, kolejny imagin tym razem z Zaynem. Przepraszam, jeśli choć trochę przypomina Danger'a albo Dark'a, nie chciałam, żeby to tak wyszło, ale mówię szczerze- jestem zadowolona z niego. Huh, nowość!
No nic, nie przedłużam więcej. 
10komentarzy=kolejny imagin.
Kocham was ♥

czwartek, 27 czerwca 2013

18. Harry

            -[T.I] nie bądź smutna!- zawołał sześcioletni Harry, widząc czteroletnią mnie w kącie.- Będę kochał cię tak samo mocno jak do tej poly! Będziesz moją księźnicką, dobla?- podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.- A ja będę twoim księciem na lumaku czy czymś.- mruknął, drapiąc się po głowie. Uniosłam wzrok znad podłogi, patrząc w jego zielone tęczówki.- Plose, nie płacz. Będę cię odwiedzał.
-Będę tęskniła, Haly.- mruknęłam, wycierając dłonią łzy z policzka.
           
To był cios dla osóbki, która straciła rodziców w wypadku, a teraz miało się stać to samo, jednak z jej najlepszym przyjacielem.
Pomimo rocznej znajomości, bardzo się zżyliśmy z Harrym. W roku 1998 trafiłam do domu dziecka, moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Wracali od babci, która coraz gorzej źle się czuła, niestety, gdy chcieli wyminąć autobus, rozpędzony tir, jadący znad przeciwka, nie zdążył wyhamować, wgniótł auto rodziców w drzewo, zginęli na miejscu. Babcia zmarła kilka tygodni później, po jej stracie, nikt nie chciał się mną zająć, więc wylądowałam w domu dziecka. Z tego, co wiem, Harry przebywał tutaj od urodzenia, jego biologiczna matka była bardzo młoda, nie chciała obciążać rodziny, więc oddała je tutaj.
Tak, Harry i ja bardzo się zaprzyjaźniliśmy, pomimo dwóch lat różnicy, dogadywaliśmy się ze sobą, więc wiadomość o tym, że pewna rodzina chciała go zaadoptować była dla mnie szokiem. Przez kilka dni chodziłam załamana, a Harrym na każdym kroku mnie pocieszał, że mi też się ułoży, a do tej pory będzie mnie odwiedzał i dzwonił.
Po miesiącu, od tamtej wiadomości, rodzina zabrała małego kędzierzawego ze sobą, a ja zostałam sama jak palec. Już nie miałam do kogo się odezwać, pomimo kilkudziesięciu dzieci w ośrodku. Z żadnym tak się nie dogadywałam jak z nim.
W domu dziecka zostałam do osiemnastego roku życia, żadna rodzina mnie nie chciała zaadoptować. Chociaż nie… było takie jedno małżeństwo, starali się o dziecko, jednak diagnoza była jedna: nie możecie mieć dzieci i to pani wina. Podobno im się spodobałam, ale gdy dyrektorka powiedziała im o moich problemach, czyli o tym, że jestem zamknięta w sobie i trudno jest mi się otworzyć- zrezygnowali. Aczkolwiek nie przejęłam się tym zbytnio, nie spodobali mi się już na pierwszym spotkaniu, byli tacy… dziwni. Jakby chcieli dziecko, bo tak wygląda typowa rodzina, nie dlatego, że chcą je wychować, nie podobało mi się to i już.
W wieku osiemnastu lat wyszłam z domu dziecka i zaczęłam szukać pracy, musiałam sobie ułożyć życie. Byłam w Londynie sama, zero przyjaciół, zero znajomości. Tak, Harry nie odzywał się od tamtego odejścia, to przykre, bo jako czterolatka zaufałam mu i wierzyłam, że dotrzyma słowa, niestety się myliłam.

-Hej, Cassie.- przywitałam się ze swoją współlokatorką.
-Cześć, [T.I]. Jak w pracy?- zapytała, wiedząc, że nienawidzę rozpoczynać tego tematu.
-Głupio pytasz.- mruknęłam, zdejmując z siebie kurtkę.- Do dupy, czemu, gdy chcę znaleźć inną robotę, nigdzie nic nie ma albo mnie nie chcą.- westchnęłam, siadając na krześle w kuchni.
-Hej, skarbie, nie przejmuj się.- postawiła przede mną mój ulubiony kubek z herbatą w środku.- Po prostu jesteś dla nich za dobra.- zachichotała, siadając obok. Wywróciłam oczami i wymieszałam napój łyżeczką.- Ale spokojnie, mam dla ciebie niespodziankę.- oznajmiła podekscytowana.
-Huh? Jaką?- oderwałam wzrok od kubka i spojrzałam na koleżankę.
-Pamiętasz moją koleżankę, Penny? Ta, co była z nami na imprezie tydzień temu.
-Tak, tak.- skinęłam głową. Swoją drogą, Penny była piękną dziewiętnastolatką, bogatą, ale piękną.
-Prosiłam ją, że gdyby miała jakąś propozycję o pracę… cokolwiek, miała mi dać znać.- przegryzła wargę, stukając palcami o blat stołu.
-Tak, nie przedłużaj, mów o co chodzi.- zaśmiałam się i upiłam łyk herbaty.
-Jest wolny etat. Jej ojciec jest jakąś ważną szychą w branży muzycznej, nie pytałam o szczegóły, ale jest ogłoszenie, że pewien piosenkarz szuka pomocy domowej.
-I co w związku z tym?
-To, że płacą dziesięć dolarów za godzinę, a to prawie dwa razy więcej niż w kawiarni, w której pracujesz.- westchnęła cicho.- Zresztą, hello! Pewien piosenkarz. Którego słowa w tym wyrażeniu nie rozumiesz?- pokręciła głową.
-I właśnie to mi przeszkadza. Przepraszam bardzo, ale nie mam zamiaru być jego służącą.- westchnęłam, pijąc herbatę.
-Kochanie, Penny mi wytłumaczyła, że masz się zajmować jego domem, podlewanie kwiatków, starcie kurzów… jego nie będzie, koncertuje. Proszę, chociaż spróbuj.- chwyciła moje dłonie, gładząc je.
-Dobrze.- jęknęłam- Ale nic z tego nie wyjdzie, jestem tego pewna.
-Kocham cię. Zadzwonię do niej i umówię was.- Cassie zerwała się z miejsca, biegnąc do salonu po telefon.

            Na to spotkanie szłam jak na ścięcie głowy, to był pierwszy dzień w nowej pracy. Czułam się dziwnie, bo do tej pory nie wiedziałam, czyj jest ten dom. Był ogromny. Basen z tyłu, ogromny ogród, pole do koszykówki i siatkówki… żałowałam, że nie wzięłam ze sobą GPS. Wszystko było takie idealne, każdy milimetr. Widać było, że urządzał to profesjonalista i to za jakie pieniądze. Ściany z marmuru, podłoga błyszcząca, jak w jakimś zamku. Stare, brązowe meble, które nadawały temu mieszkaniu uroku. Coś jak uczelnia w Hogwardzie, wszystko było takie tajemnicze, ogromna biblioteka z drabiną, schody z dwóch stron, a nad każdym stopniem na ścianie były powieszone różne platynowe płyty.
            Wielka jadalnia, kuchnia, osiem salonów, cztery łazienki, pokój gier, trzy sypialnie, mała salka kinowa i mini studio. Tak wyglądała willa, jak później się dowiedziałam, Harry’ego Styles’a. Och, tak. Ten Harry Styles z One Direction, niestety, ani razu go nie widziałam, podobno miał trasę z zespołem, było mi to na rękę, bo nikt nie panoszył się mi pod nogami i mogłam wykonywać swoją robotę.
            Czwarty lipca był kolejnym dniem, w którym pracowałam u pana Styles’a. Jak zwykle, sprzątałam pierwsze piętro. Od łazienki po salkę kinową. Kiedy skończyłam czyścić jedną z sypialń, przyszedł czas na mini-studio, wzięłam do ręki szmatkę i płyn, po czym weszłam do środka, zaczęłam od czyszczenia gitar, mężczyzna, który tłumaczył mi na początku, co trzeba i jak czyścić, pokierował mnie nawet, jak mam się obchodzić z instrumentami. Kiedy skończyłam odkurzać gitary, przyszedł czas na wielki fortepian, który stał na środku pomieszczenia. Nie chwaląc się, kiedyś potrafiłam zagrać parę piosenek, nauczyła mnie Cassie. Nigdy wcześniej mnie nie korciło, by usiąść do niego w domu Harry’ego, ale wtedy zastanawiałam się, czy jednak coś jeszcze pamiętam. Odstawiłam środki czyszczące na bok i usiadłam na krzesełku. Wypuściłam powietrze i nacisnęłam delikatnie klawisz.
-Brzmi tak samo pięknie.- wyszeptałam sama do siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam grać piosenkę „Skinny love” z repertuaru Birdy. Byłam w połowie piosenki, gdy usłyszałam za sobą głos.
-Tutaj jesteś.- jego głos był głęboki. Odsunęłam dłonie z przycisków.
-Ja… przepraszam, naprawdę… ja nie chciałam.- zaczęłam plątać się w słowach.
-Hej, spokojnie.- zaśmiał się melodyjnie, wchodząc głębiej.
- Nie jestem zły. W zasadzie się cieszę, kupiłem go rok temu, ale w zasadzie nie wiem czemu… sam nie umiem grać.- mruknął. Wciąż nie widziałam jego twarzy. Bałam się odwrócić. – Dobrze, że w końcu teraz ktoś z niego skorzystał.- zaśmiał się ponownie.- Swoją drogą, ładnie grasz.
-Ja…- wyszeptałam.- Dziękuję.- wstałam z miejsca i wraz z pozostawionymi na boku środkami, ruszyłam do wyjścia.
-Przepraszam, że cię wystraszyłem. Tak, powinno mnie tu nie być, ale odwołali nam próbę, a chłopaki poszli coś zjeść… ja nie miałem ochoty, naprawdę, wybacz.
-Jest okay.- wyszeptałam, idąc ze spuszczonym wzrokiem. Wyszłam z pokoju, ruszając do kolejnego pomieszczenia.
-No przestań.- jęknął.- W końcu mam okazję cię poznać, a ty mnie olewasz.- chłopak tupnął nogą, co mnie troszkę rozbawiło. Sądziłam, że będzie naburmuszoną gwiazdką, która rozstawia wszystkich po kątach.- Ej, boisz się na mnie patrzeć? Jestem aż tak brzydki?- westchnął.
-Nie.- zachichotałam.- po prostu próbuję jak najbardziej skupić się na robocie.- weszłam do salki kinowej.
-Powinnaś się słuchać szefa, prawda?- zapytał ni stąd ni zowąd.
-Tak, słucham się.
-Więc… jako twój szef, rozkazuję ci przestać pracować, spojrzeć na mnie i przywitać się, jak z normalną osobą. A co? Jak szaleć to szaleć. No chyba, że unikasz każdego wzroku.- wymruczał ostatnie zdanie. Zaśmiałam się, wyszłam z pokoju i spojrzałam na chłopaka. Wysoki, kędzierzawy chłopak z czarującym uśmiechem, jednym słowem- ideał. Przyglądając się mu, uśmiechnęłam się.- No co? Już lepiej?- wyszczerzył rządek swoich ząbków.- No co?- zachichotał, widząc, jak ciągle się uśmiecham.- Najpierw nie masz zamiaru na mnie patrzeć, a teraz się uśmiechasz. Jesteś dziwna, kimkolwiek jesteś.
-[T.I].- podałam mu dłoń.- Żadna kimkolwiek.- tym razem chłopak się uśmiechnął.
-To zabawne, moja przyjaciółka miała tak na imię i była naprawdę do ciebie podobna.
-Była?- wzięłam do ręki szmatkę i przetarłam nią balustradę.
-Tak, straciłem z nią kontakt.- wzruszył ramionami.- Ale nie chcę cię przynudzać. Mam nadzieję, że wytrzymasz ze mną pod jednym dachem? Spokojnie, spróbuję ci nie przeszkadzać.- zachichotał.
-To pana dom.- uśmiechnęłam się.
-Jaki tam pan. Harry jestem.- odwzajemnił uśmiech.
-Wiem.-prychnęłam pod nosem.
-Och tak. Głupi ja. Kto mnie nie zna.- westchnął ciężko.
-Nie wiem, ale znam cię aż za dobrze, Harry.
-Directioner?- zapytał zdziwiony.- Myślałem, że mój menadżer jednak znalazł kogoś…
-Nie, Harry… nie mogę uwierzyć, że mnie nie poznajesz.- westchnęłam, schodząc po schodach.
-Czekaj, robi się niezręcznie… jesteś jakimś moim psychofanem czy coś?- mruknął. Zaśmiałam się gorzko.
-[T.I] [T.N], mówi ci to coś?- westchnęłam.- Zresztą… nieważne.- mruknęłam.- No cóż, jak na dzisiaj skończyłam. Przyjdę pojutrze.- odstawiłam wszystko do łazienki i ruszyłam na dół, chłopak nie odzywał się ani słowem, dopiero, gdy byłam już na parterze zaczął.
-Przepraszam.- mruknął.- Naprawdę… nawet nie wiesz, jak mi głupio. Tylko powiedz jedną rzecz… chciałaś tę pracę, by złapać ze mną jakikolwiek kontakt? Po tylu latach?
-Harry, za kogo ty mnie masz? Oczywiście, że nie! Nie miałem pojęcia, czyim domem mam się zajmować.- wyszeptałam. Harry schował twarz w dłoniach, jednak po chwili poszedł do mnie i mocno mnie przytulił.- [T.I], byłem głupi. Ale proszę, wysłuchaj mnie. Ludzie się zmieniają, ty też. Jesteś taka piękna. Tak bardzo wydoroślałaś. Zostań chociaż na trochę. Chcę ci wszystko wytłumaczyć.- pokręcił głową. Zdjęłam z nóg buty i ruszyłam za chłopakiem.

            -Powiedz, czemu przez taki kawał czasu się nie odzywałeś?- wyszeptałam, próbując opanować głos.
-Bardzo chciałem, ale nie miałem jak. Nie miałem żadnego numeru, kompletnie nic.- chłopak położył dłonie na moich kolanach i pogładził je.- Proszę, [T.I]. Wybacz mi, wiesz, że nie było by dnia, żebym o tobie nie myślał? Poważnie. Zawsze przypominałem sobie nasze zabawy w domu dziecka.- zachichotał.- Proszę. Miałaś nie być smutna.- podniósł moją głowę za podbródek.- Dla swojego księcia.- wyszeptał.- Kocham cię tak samo mocno jak wtedy.
-Harry, naprawdę do pamiętasz?- wyszeptałam prawie bezdźwięcznie.
-Jakbym mógł zapomnieć, księżniczko.- pokręcił głową. Przybliżyłam się do niego i mocno się w niego wtuliłam.- Teraz już masz swojego księcia, który już nigdy cię nie zostawi.- wyszeptał prosto w moje ucho, po czym musnął mój czubek głowy, nie wypuszczając z uścisku.
~*~*~*~*~*~*~*~
Ten imagin mi się jakoś specjalnie nie podoba, ale pod tamtym było 11 komentarzy, więc wstawiam z Harrym. Nie wiem, kiedy będzie następny, muszę znaleźć jakiś pomysł haha.
10 komentarzy=kolejny imagin.
kocham was ♥

środa, 26 czerwca 2013

17. Liam

Najlepiej czyta się przy: James Blunt- Goodbye My Lover
*
         -Obiecaj mi coś.- wziąłem w dłonie twoje nadgarstki, całuj je kolejno.
-Uhm, co takiego?- zachichotałaś, widząc, co robię.
-Obiecaj, że nigdy nie odejdziesz.- mruknąłem, spoglądając na twoją rozpromienioną twarz.
-Obiecuję, Liam.- wyszeptałaś.

Obiecałaś.

-Liam?- przerwałaś moje brzdąkanie na gitarze.
-Tak, słońce?- oderwałem wzrok od instrumentu.
-Kochasz mnie?- seksownie przegryzłaś wargę.
-Kocham cholernie, że nawet sobie nie wyobrażać jak. A ty?
-Co ja?
-Kochasz mnie?- zapytałem niepewnie.
-Tak…- odpowiedziałaś, spuszczając wzrok. Nie byłaś wcale tego pewna, ale wierzyłem w to.

            Kochałaś mnie.

-Czemu to zrobiłaś?- zapytałem, widząc twoje rany na nadgarstkach.
-Nic nie zrobiłam.- mruknęłaś, zabierając je z mojego pola widzenia.
-[T.I] nie jestem głupi.- westchnąłem, mocno cię obejmując, chciałem ci pomóc, ale ty mnie odepchnęłaś.
-Zostaw mnie, Liam.- wstałaś z podłogi, idąc w stronę wyjścia.
           
            Raniłaś się.

            -Chcę ci tylko pomóc, [T.I]. Jestem pewny, że razem damy radę.- wyszeptałem, gdy byłem u ciebie w pokoju. Siedziałaś skulona na łóżku, płacząc.
-Mnie się nie da już pomóc, Li.- zaszlochałaś.- Nie zasługuję na to.- schowałaś twarz w dłoniach, ponownie cię przytuliłem, a ty znowu mnie odepchnęłaś.

            Nie chciałaś pomocy.

            -Może wybierzemy się do kina? Grają ten film, co chciałaś obejrzeć, pamiętasz?- zachichotałem, gdy widziałem, jak siedzisz zamyślona.
-Może innym razem.- westchnęłaś.- Przepraszam, Li, muszę iść.

            Odrzucałaś mnie.

            -Jak się czujesz, słońce?- uśmiechnąłem się do ciebie szeroko, gdy przyszedłem do ciebie, bo twoja mama powiedziała, że jesteś przeziębiona.
- Daj mi spokój, dobrze wiesz, że nie lubię, gdy przychodzisz do mnie, gdy mam zły humor!- krzyknęłaś.
-Zawsze to lubiłaś…- wyszeptałem.- Przepraszam.

            Zmieniałaś się.

            -Wiesz, że cię kocham? –zachichotałem, gdy poszliśmy na spacer. Nasz pierwszy od kilku miesięcy.- Wiem, że to mówię…- nie dokończyłem.
-Zamknij się.- syknęłaś.- Nienawidzę cię…- wyszeptałaś.
            
            Miałaś gorsze dni.

            -Liam, przepraszam. Kocham cię. –wyszeptałaś, widząc, jak mnie to przybiło.- Ostatnio czuję się gorzej… Obiecuję, że wszystko wróci do normy.

            Dawałaś nadzieję.

            -Spotkamy się?- po setnym sygnale, w końcu odebrałaś.
-Nie, nie dzisiaj. Źle się czuję.
-Wpaść do ciebie?
-Nie. Mama mi wszystko zapewnia. Muszę kończyć.- rozłączyłaś się.

            Kłamałaś.

            -Liam, proszę… musimy się spotkać.- szlochałaś do słuchawki.
-[T.I] nie mogę… dzisiaj mamy próby z chłopakami, może jutro?- westchnąłem.
-Nie, Li. To naprawdę bardzo ważne. Proszę…- wyszeptałaś, próbując opanować drżenie głosu.
-[T.I] nie mam pojęcia o której skończymy.
-Dobrze…- wychlipałaś, rozłączając się.

            Zawiodłem cię.

            -[T.I]?- wszedłem do pustego mieszkania.- Hej, skarbie. Jestem.- wszedłem w głąb domu. Od razu skierowałem się do twojego pokoju. Drzwi były zamknięte. Pociągnąłem za klamkę.- [T.I]? –wyszeptałem, widząc twoje kruche ciało na łóżku. Z twoich nadgarstków spływały kolejne krople krwi. Na podłodze była już duża kałuża.- [T.I] nie żartuj.- zaszlochałem, klękając przy twoim łóżku. Byłaś blada.- [T.I]!- potrzasnąłem za twoje ramiona. Zero reakcji.

            Umarłaś.
            Było już za późno.

-Ona nie żyje, Li. Zacznij żyć teraźniejszością. Dobrze wiesz, że tylko cię raniła, możliwe, że nie kochała.- Niall stoi przede mną i wszystko mi tłumaczy po raz setny.
-Nawet tak nie mów!- wykrzykuję mu w twarz.- Ona jest tutaj, nie odeszła, bo obiecała, rozumiesz? Ona nie łamie obietnic.- szepczę. On odchodzi, zostawia mnie samego z myślami, znowu.

            Jesteś tutaj ze mną, czuję to.

            Nie odeszłaś, bo obiecałaś.
*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Macie zdecydowanie za dobrze. Dwa imaginy jednego dnia? Ale ok, Z WIELKIM trudem pod ostatnim postem pojawiło się 10 komentarzy, więc dodaje, aczkolwiek miał być jutro.
I tak, to inny imagin, spróbowałam czegoś nowego.
I UMAWIAMY SIĘ TAK: ZA 10 KOMENTARZY BĘDZIE NOWY IMAGIN, OKAY? Nie, nie dlatego, że żebrze o nie, po prostu liczę się z waszymi komentarzami, jeśli chcecie, wytykajcie mi błędy, ja się uczę na nich. 
10 KOMENTARZY=NOWY IMAGIN : )

16. Larry cz. II

  Najlepiej się czyta przy almost lover, klik            
*
            Każdego dnia wstawałem z myślą o Louisie. Tak, to brzmi banalnie, ale to prawda. Jednak to wszystko w mojej głowie opierało się na pytaniu „Co teraz robi?”.
            Tamtego razu, na lotnisku, obiecał, że zadzwoni, gdy tylko wyląduje. Nie zrobił tego, pomimo że czekałem na telefon do późnej nocy, następnego dnia dostałem tylko SMS o treści „wylądowałem wczoraj, ale nie miałem czasu napisać x”. Nie, nie miałem do niego pretensji, że nie chciało mu się napisać tej wiadomości wcześniej, zasłużyłem na to, zdaję sobie z tego sprawę. Wtedy, pisząc ten list, dodałem „(…) możesz urwać ze mną kontakt, jeśli nie będziesz już na mnie patrzył jak na przyjaciela(…)”, ale w głębi duszy, myślałem, że jednak oleje tę sprawę i będzie jak dawniej, ale widoczniej się myliłem. Louis milczał już pięć miesięcy, oprócz krótkiej wiadomości po wylądowaniu, nie dostałem nic więcej. Naprawdę myślałem, że mnie nie zostawi, że chociaż będzie chciał spróbować to odnowić… ale to też jest moja wina, bo gdybym mu tego nie pisał, rozmawialibyśmy codziennie, nie czułbym pustki.

-Harry, pośpiesz się, zaraz siadamy do stołu!- krzyknął Robin z salonu. Westchnąłem ciężko, kierując się w stronę pokoju. Kiedy przekroczyłem próg pomieszczenia, zauważyłem nie tylko rodziców i Gemmę, ale też kilka pustych krzeseł.
-Uhm, czemu tu jest tyle wolnych miejsc?- mruknąłem, stając obok mężczyzny.
-Nie pytaj tyle, Harreh, tylko siadaj.- odpowiedziała rozbawiona Gemma. Wzruszyłem ramionami i usiadłem na miejscu, nie zdążyłem wypowiedzieć jednego słowa, a usłyszałem dzwonek.
-Otworzę!- oznajmiła moja rodzicielka z wielkim entuzjazmem. Szczerze? Nie miałem pojęcia, kto to był, bo nikt mi nie powiedział, że ktoś nas raczy odwiedzić.- Jay, Mark! Proszę wejdźcie. Tak się cieszę, że jednak przyjechaliście.
Zaraz, zaraz. Jay, Mark? Ona żartuje, proszę powiedzcie, że żartuje. Odwróciłem głowę w stronę drzwi frontowych i zauważyłem w hallu dwie dorosłe postacie i pięć mniejszych. Wróciłem wzrokiem do mojej siostry, która patrzyła na mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Harreh, Lou przyjechał.- wyszeptała, patrząc na chłopaka. Wzruszyłem ramionami.- Powinniście sobie wyjaśnić to i owo.
-Ja mu wszystko wytłumaczyłem.- mruknąłem, bawiąc się serwetką na stole.
-Gemma!- usłyszałem ten głos. Zacisnąłem powieki, by tylko nie widzieć jego osoby. To nie było, w tym momencie, uczucie chęci zapomnienia, a raczej przerażenia.
-Cześć, Louis! Cieszę się, że cię widzę.- zachichotała i przywitała chłopaka uściskiem.
-Ja również, G. Hej, Curly.- tym razem podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy.
-Cześć.- mruknął, po czym westchnąłem cicho.
-Harry!- usłyszałem glos Jay.- Nic się nie zmieniłeś, kruszynko.- zachichotała, obejmując mnie.
-Dzień dobry.- zachichotałem.
-Harry!- tym razem zaatakowały mnie bliźniaczki.
-Daisy, Phoebe.- ukucnąłem przy nich, by widzieć ich twarze.
-Smrodki małe, do stołu!- zaśmiał się Louis. Uśmiechnąłem się delikatnie, znowu słyszałem jego głos, znowu był przy mnie. Dziewczynki od razu podbiegły na swoje miejsca. Zawtórowałem im i usiadłem na wolnym krześle. Tak się złożyło, że Louis musiał usiąść obok mnie.- Mama ma rację, nic się nie zmieniłeś.- zachichotał, gdy nasze mamy włożyły nam pierwsze danie.
-Może.- westchnąłem delikatnie, mieszając łyżką w zupie.- Jak w Chicago?- próbowałem być jak najbardziej przekonywujący, by tylko nie zauważył, że pamiętam o wydarzeniu sprzed kilku miesięcy.
-W porządku.- uśmiechnął się.- Miałeś rację, leciałem do lepszego życia.-wymamrotał. Nic nie odpowiedziałem, jednak pamiętał, a to już coś.- Harreh?- spojrzał na mnie. Oderwałem wzrok od zupy i zerknąłem na niego.- Ja naprawdę nie chciałem…
-Nic nie mów, Lou.- przerwałem.- Wszystko rozumiem.- mruknąłem. Tak naprawdę niczego nie rozumiałem, po prostu bałem się tego, co chciał powiedzieć. Chłopak jeszcze chciał coś powiedzieć, jednak po chwili pokręcił głową i wrócił do jedzenia swojego dania.

-Idziecie z nami?- zapytał Mark.
-Gdzie?- spytał Tommo, oglądając swój prezent, który dostał pod choinkę.
-Przejść się.- odpowiedział, wzruszając ramionami.
-Nie, nie. Zostanę tutaj.- westchnął cicho. Mark pokiwał głową, ruszając do hallu, gdzie przebywali już wszyscy, ubierając się do wyjścia.- A ty Harry?
-Nie, dziękuję.- uśmiechnąłem się delikatnie, rozpalając w kominku.
-Lenie.- zaśmiał się.- Będziemy niedługo.- odpowiedział, a po chwili rozbiegł się dźwięk trzaskających drzwi, no cóż, wiatr robi swoje.
            Gdy tylko skończyłem wykładać kawałki drzewa do kominka, podwinąłem rękawy od swetra i ruszyłem do kuchni, mijając w wejściu od salonu Louisa. Chwyciłem kubek kakao ze stolika i z powrotem ruszyłem do salonu.
-Harreh, przepraszam, ale nie mogę już tak dłużej.- jęknął, podchodząc do miejsca, gdzie siedziałem, czyli do kanapy.
-O co ci chodzi?- westchnąłem.
-O to, jak mnie traktujesz.
-Słucham?- wybałuszyłem oczy.- Jak ja cię traktuję? Żartujesz prawda?- prychnąłem, przyglądając się mu uważnie.- Pięć miesięcy temu wyjechałeś, nie odezwałeś się do mnie ani razu, ale to ty masz problem z tym, jak ja cię traktuję?! Ja chyba śnię.- syknąłem, wstając z miejsca.
-Curly…- jęknął.
-Dobrze, napisałem ci, że masz urwać ze mną kontakt, jeśli ci to będzie przeszkadzało, ale miałem nadzieję, że chociaż napiszesz do mnie pieprzony SMS z tekstem „mam w dupie, co do mnie czujesz. Pieprz się pedale”, ale nie. Ty, do jasnej cholery, wolałeś nie odzywać się do mnie, a teraz wracasz jakby nigdy nic i masz do mnie chore wąty. Zastanów się, Loueh. To nie boli.- mruknąłem, zakończając monolog.
-Harreh.- schował twarz w dłoniach.- Tak cholernie cię przepraszam.- wyszeptał, siadając na podłodze, oparł się o ścianę, podkulił kolana do brody i położył na nich czoło.- Ale ty nawet nie wiesz, jakie to było trudne.- zachlipał cicho.- Harreh, ja… ja mam dziewczynę.- ciągnął dalej. Siedziałem tym razem na krześle i patrzyłem na niego.
-Świetnie, szczęścia wam życzę.- mruknąłem.
-Wysłuchaj mnie, Curly.- wstał z ziemi i usiadł naprzeciwko mnie.- Przeczytałem ten list w samolocie, czytając go, płakałem. Nie mogłem pojąć tego, że cię właśnie tracę, ale nie mogłem już nic zrobić. Gdy tylko zobaczyłem, co napisałeś dalej… zmieszałem się, bo… bo ja cię kocham, Harreh. Kocham, ale jako najlepszego przyjaciela na świecie.- zacisnął powieki, po czym je otworzył.- Przepraszam, Harreh. Nie wiem, może nie czuję do ciebie tego samego, bo od dziesięciu lat mówiłem, że jesteśmy przyjaciółmi. Pewnie o tym nie wiesz, bo nigdy ci nie mówiłem, ale jestem biseksualistą.- mruknął.
-Więc w czym problem, Lou?- wyszeptałem.
-W tym problem, że od w wieku czternastu lat dowiedziałem się, kim jestem, ale dziwnym trafem, po prostu do ciebie nic więcej nie czuję. Gdybyśmy byli jednak razem… nie potrafiłbym ci okazywać uczucia, jako chłopakowi. Curly, tak mi cholernie przykro.
-Dobrze.- wypuściłem powietrze.- Rozumiem, ale… powiedz mi, czemu nie mogłeś mi tego napisać?
-Każdego dnia miałem zamiar zadzwonić, napisać… cokolwiek, bylebyś wiedział, ale nie miałem odwagi, nie chciałem cię zawieść. Nie lubię, jak przeze mnie płaczesz.- westchnął, kładąc swoją dłoń na moją.- Przyjaźnimy się od dziesięciu lat, Curly. Nie chcę tego spieprzyć.- wyszeptał.- Przepraszam, że cię zawiodłem, Harreh.
-Jest okay.- mruknąłem, patrząc się w, ubrudzony od zupy, obrus.
-Nie jest, widzę. Ale ja naprawdę nie mogę ci nic więcej zaoferować. W Chicago mam dziewczynę, jak na razie układa nam się dobrze, wie, że mam tutaj ciebie i jestem…
-Proszę, przestań.- zamknąłem oczy.- Nie mów mi, że ktoś ma przy sobie cały mój świat.- mruknąłem.- Ale spróbuję się z tym pogodzić.- skinąłem głową.- Będę musiał.- czułem, jak Lou podchodzi do mnie i, korzystając z tego, że miałem zamknięte oczy, wpił się w moje usta, po chwili jednak się odsunął.- Lou.- jęknąłem.- To mi nie pomogło.
-Przepraszam, ale w pewnej chwili chciałem sprawdzić, jak smakujesz.- zachichotał.- No już, Curly boy. Jestem pewny, że znajdziesz sobie kogoś lepszego ode mnie, zapomnisz o uczuciu.- wyszeptał.
-Nie zapomnę, ale spróbuję cię tym nie męczyć.- spuściłem głowę.
-Dzielny chłopak.- zachichotał, mocno mnie obejmując.- Curly? Przyjaciele na zawsze?- mruknął, wyciągając dłoń przede mnie.
-Przyjaciele.- westchnąłem, ściskając jego rękę.
           

            Zdałem sobie sprawę, że Louis nie jest w moim dostępie i nigdy nie będzie. 
~*~*~*~*~*~*~*~*
Och, tak bardzo chcieliście drugą część imaginu o Larrym, więc proszę. Napisany w miarę szybko, nie wiem, czy jesteście zadowoleni, ale nie jest jakiś najgorszy. 
Pis joł. x