niedziela, 28 kwietnia 2013

10. Louis


Mieliście kiedyś takie uczucie, że robiliście coś, co był praktycznie niedozwolone, nieetyczne, a wy nadal byliście przy swoim i nie chcieliście tego przerywać? Takie mam właśnie odczucia. Nie dość, że to, co robię jest nie na miejscu, to do tego czuję się brudna. Po prostu nie mogę uwierzyć w to, co teraz robię. Wiele dziewczyn zamieniłoby się ze mną miejscami, ale one o tym po prostu nie wiedzą, co ja przeżywam. Nikt o tym z zewnątrz nie wie, co się dzieję za drzwiami ogromnej willi na Wycombe Square. Dobrze, że tylko domownicy mają świadomość.
Gdybym mogła cofnąć czas. Ale się nie da.
Jestem [T.I.i.N]. Nie znacie mnie, nie dziwię się. Jestem zwykłą, szarą mychą. Chociaż zdarzają się wyjątki, może kojarzycie mnie z twarzy. Często pojawiam się na różnych imprezach z chłopcami z One Direction. Jestem ich… uhm… znajomą. Stop. Bądźmy szczerzy i nazwijmy to po imieniu. Oni mnie nienawidzą. Po za wyjątkiem Louisa. Och, tak. Tomlinson jest niesamowitym facetem, uwielbiam go, a nawet… kocham. Wróćmy. Czemu Liam, Harry, Niall i Zayn mnie nienawidzą? Bo jestem szmatą. Jestem suką, która leci tylko na kasę Louisa. To nieprawda. Największy absurd, jakikolwiek słyszałam.
Jestem przyjaciółką [I.T.P]. Och, kojarzycie ją, prawda? Dziewczyna Louisa Tomlinsona. Perfekcyjna para, bez skazy, idealni. Och, otóż nie. Znacie ich życie tylko z gazet, portali plotkarskich… wszystko, co tam jest opisane to jedno, wielkie gówno. Chociaż, gdybym była na ich miejscu… też bym myślała, że to wszystko tak wygląda, a nie inaczej.
Moje życie to jedno wielkie nieszczęście. Dosłownie. Możecie nadal mnie nie rozumieć. Ale trudno mi jest to dobrać w słowa, więc zacznijmy od początku.
Wraz z [I.T.P] od dziecka byłyśmy przeciętnymi dzieciakami… ciągle pakowałyśmy się w kłopoty, nasze rodziny nie były bogate, były przeciętne. Poznałyśmy się już w przedszkolu, nadal nie wierzę, że nasza przyjaźń tak daleko zaszła. Uhm… Kiedy skończyłyśmy osiemnaście lat, obydwie wyruszyłyśmy na podbój Londynu. Głupie, nastoletnie marzenia. Obydwie marzyłyśmy, by zdobyć pracę, poznać mężczyznę swojego życia i założyć rodzinę. Pierwszy punkt zrealizowałyśmy. Po tygodniu tułaczki po całym Londynie, znalazłyśmy pracę w Starbucksie. Może nie jest to wymarzona robota, ale tak cholernie się cieszyłyśmy z tego. W końcu odetchnęłyśmy. Po miesiącu dostałyśmy swoje pierwsze wypłaty. Postanowiłyśmy odkładać i dorobić się własnego mieszkania, na spółkę… przed ten czas mieszkałyśmy u mojej siostry. Po pół roku w końcu udało nam się wynająć małe mieszkanie, niedaleko naszej pracy. Szczęście nie do opisania. Tak nasze życie wyglądało do pewnego momentu. Właśnie [I.T.P] miała zmianę, gdy do środka wszedł wysoki chłopak wraz z towarzyszami. Klienci jak klienci. Jednak ten od razu podszedł do lady i zamówił pięć kaw na wynos. Niby nic, jednak przez kilka następnych dni przychodził tutaj sam i patrzył się na [I.T.P]. Zauważyłam to, bo miałyśmy tę samą zmianę. Nie reagowałam na to, czekałam na rozwój wydarzeń. Wreszcie któregoś grudniowego dnia, chłopak podszedł do lady, popatrzył się na moją przyjaciółkę i ciepło się uśmiechnął.
-Jestem Louis. Od kilku dni nie mogę się na ciebie napatrzeć, jesteś jak jakiś anioł. Mam dość tego, że unikasz mojego wzroku.-przerwał na chwilę, wyjął z kieszeni małą karteczkę i wręczył ją dziewczynie.-Nie każ mi dłużej czekać. Proszę.- przegryzł wargę i wyszedł, tak po prostu.
Reszta powinna być oczywista. [I.T.P] zadzwoniła do niego jeszcze tego samego wieczoru, umówili się na randkę czy coś takiego i oto para idealna… jak z filmu.
A teraz jestem ja, [T.I]. Leżę na łóżku z facetem mojej przyjaciółki i rozmyślam, jak co dzień. Nie mogę znieść, że tak zdradzam moją przyjaciółkę. Jak to możliwe, że ona nadal się nie zorientowała? Och, ona jest w nim ślepo zakochana. Łyknie wszystko, co jej powie. Zresztą… od dwóch miesięcy jest w Hiszpanii, znalazła tam jakąś pracę, podobno dobrze płatną… i zostanie tam jeszcze przez jakieś pół roku. Czemu jej to robię? Bo go kocham, on najwidoczniej mnie również…
Westchnęłam ciężko na samą myśl o tym, co robię.
-[T.I]?- zaczął zachrypnięty głos.- Czemu nie śpisz? Jest tak wcześnie.- poczułam ciepły dotyk jego ust na karku. Ciarki mnie przeszły.
-Nie chce mi się już spać…- wyszeptałam. Bullshit. Głupie gadanie,  chciało mi się i to jak, ale nie potrafiłam. Zawsze, gdy usypiałam po kilku godzinach budziłam się zapłakana. Któraś noc z rzędu.
-[T.I], wszystko w porządku? Któraś noc z kolei i nie chcesz spać.- chłopak obrócił mnie w swoją stronę i przykrył mnie kołdrą pod samą brodę. Popatrzył na mnie swoimi błękitnymi oczami i się uśmiechnął. Tak cholernie go kochałam.
-Wszystko jest okay, LouLou.- zamknęłam oczy i wtuliłam się w jego nagi tors. Jedyne, czego teraz potrzebowałam to jego ciepłe ramiona, oplecione wokół mojego ciała.
-Kocham Cię, [T.I].- szepnął, całując mnie w czubek głowy. Chłopak chyba czytał w moich myślach, objął moje ciało i przysunął jeszcze bliżej.
-Ja ciebie też.- szepnęłam, próbując się nie rozpłakać. Jeszcze tego by brakowało.
Nawet nie potrafię określić, kiedy zaczęliśmy się darzyć takim uczuciem. Być może po wyjeździe [I.T.P]? Kazała mu się mną zająć… chyba nie chodziło mu o taką opiekę… dwa dni po jej odlocie, poszliśmy z Louisem na imprezę, wróciliśmy chyba około czwartej, a obudziliśmy się nadzy w łóżku… nie mam pojęcia, jak to się stało, ale zauważyłam, że Louis inaczej się zachowuje w stosunku do mnie. Nie narzekałam, bo i on mnie się zaczynał podobać.
-Skarbie?- jęknął po kilku minutach ciszy. Spojrzałam na niego moimi zielonymi oczami.- Mam dzisiaj wywiad z chłopcami. Za dwie godziny musimy być w studiu.- chłopak bawił się kosmykiem moich włosów.- Następnie najprawdopodobniej mamy się spotkać w studiu.- westchnęłam ciężko. Musiałam przeżyć te kilka godzin bez niego.- Obiecuję, że gdy wrócę, wybierzemy się do wesołego miasteczka.
-Zgoda.- przegryzłam wargę, rysując kółka na jego klatce piersiowej. Po chwili Louis wstał, przeczesał dłonią włosy, a ja bezsilnie opadłam na poduszkę. Patrzyłam, jak wybiera z szafy czyste ciuchy.
-Beżowe czy brązowe?- zapytał, pokazując mi spodnie. Zamyśliłam się i wybrałam drugą opcję. Tomlinson właśnie zakładał koszulę, gdy zadzwonił jego telefon. Podniósł go z szafki nocnej i odebrał.- Słucham? Och, cześć [I.T.P]. Uhm… ubieram się… Tak, mamy dzisiaj wywiad u Nicka… Wszystko w porządku. [T.I] chyba nadal śpi.- odpowiedział, spoglądając na mnie. Usiadłam po turecku, obserwując każdy jego ruch.- Musze kończyć. Do usłyszenia… Ja ciebie też.- ostatnie słowa wypowiedział bez entuzjazmu. Wywrócił oczami i rzucił aparat obok mnie.- [I.T.P].
-Domyślam się.- spuściłam wzrok.- Louis? Czemu nie możesz z nią zerwać? Wtedy byśmy się nie ukrywali.
-[T.I]. Naprawdę chcesz zranić swoją przyjaciółkę? Zresztą… zrobię to, gdy tylko wróci. Też mam dość takiego ukrywania się, ale to świetne przeżycie.- oznajmił, siadając na łóżku.
-Jak dla kogo świetne…- wymamrotałam.- Po prostu mam dość, gdy muszę się z tym wszystkim ukrywać, zresztą… twoi przyjaciele mnie nienawidzą. I to tak szczerze.- potrząsnęłam głową.
-Przejdzie im, po prostu muszą zrozumieć, że kocham ciebie.
-[I.T.P] też mówiłeś, że ją kochasz… i co? Mnie też tak oszukujesz? Może masz na boku jeszcze jakąś trzecią?- wycedziłam. Jednak po chwili zrozumiałam, że nie powinnam tego mówić. Chłopak bez słowa popatrzył się na mnie, wstał i wyszedł. Schowałam twarz w poduszkę i głośno krzyknęłam. Jestem do dupy. Jestem pieprzoną suką, która nie umie trzymać języka za zębami.
Po kilku minutach doszłam do wniosku, że powinnam go przeprosić. Wstałam z łóżka i wybrałam komplet czystych ciuchów. Krótkie szorty, czarna bokserka i conversy. Uczesałam włosy w kok i z nadzieją, że chłopcy będą w kuchni, zeszłam na dół. Po drodze myślałam, co mu powiedzieć. To, że bym powiedziała, że jestem suką, pogorszyłoby sytuację. On nienawidził, gdy tak o sobie mówiłam, ale jak mam określić osobę, w dodatku siebie, która zdradza własną przyjaciółkę?
Weszłam do kuchni, gdzie siedziała cała piątka i jadła kanapki. Uśmiechnęłam się do nich. Pomimo że mnie nienawidzili, ja ich naprawdę polubiłam. Piątka idiotów w pozytywnych znaczeniu.
-Dzień dobry.- przywitałam się ze wszystkimi. Nikt mi nie odpowiedział… nawet Louis. Zabolało. Oparłam się tyłem o blat i skrzyżowałam ręce na piersi.
Zanim tutaj weszłam, wszyscy ze sobą rozmawiali, ale zawsze, gdy ja się pojawiam w pobliżu, całe towarzystwo milknie.
-Uhm… przyjdziecie na wieczór? Zrobię spaghetti… jeśli chcecie.- ponownie popatrzyłam na chłopców. Czekałam na jakąkolwiek reakcję. Nic, cisza. Westchnęłam i nalałam sobie soku pomarańczowego. Niestety, niefortunnie postawiłam szkło i runęło na ziemię przy okazji robiąc na płytkach pomarańczową plamę. Zasłoniłam dłonią usta. Słyszałam tylko cichy chichot. Nie mogłam uwierzyć.
-Mogłabyś bardziej uważać…- warknął Zayn.
-Ja… przepraszam… naprawdę, nie chciałam.- wyszeptałam, zbierając odłamki szkła. Kolejne nieszczęście. Złapałam kawałek szklanki, tak, że na mojej dłoni pojawiła się czerwona kreska, a po chwili wypłynęła z niej krew. Syknęłam i zaczęłam wysysać ją. Nie wiem ile bym tam stała, ale na „pomoc” przyszedł mi Louis, pozbierał resztę szkła.
-Idź na górę, zaraz przyjdę- oznajmił chłodno, nie patrząc na mnie. Skinęłam głową i za rozkazem chłopaka, ruszyłam do pokoju. Po drodze rozpłakałam się. Zapomniałam o ranie na dłoni i wytarłam słone łzy właśnie nią.
-Cholera!- jęknęłam. Szczypało i to jak! Ruszyłam do łazienki, która miała wejście od naszego pokoju. Mojego i Louisa. Usiadłam na desce od toalety i zaczęłam łkać. Po kilku minutach zobaczyłam w wejściu Lou.
-Wszystko w porządku?- zapytał, oglądając ranę. Nie odpowiedziałam mu, nie potrafiłam. Podniósł mnie i obmył dłoń zimną wodą. Następnie wyjął z szafki plaster. Wytarł najpierw ręcznikiem rękę i dopiero go przykleił. Właśnie miał wychodzić, kiedy złapałam go za dłoń.
-Louis. Przepraszam.- kiedy chłopak odwrócił się w moją stronę, schowałam twarz w dłoniach.- Ja naprawdę nie chciałam.- nie mogłam na niego spojrzeć, bałam się. Dopiero po chwili poczułam jego ciepłe dłonie na moich nadgarstkach. Oderwałam dłonie od oczu i spojrzałam na niego. Stał, nie odzywał się.
-Okay, [T.I]. Nic się nie stało.- westchnął, odgarniając moje włosy z oczu.
-Jestem zimną suką, Louis.- pokręciłam głową.
-Nie jesteś. Kocham Cię, skarbie. Tylko proszę… czasem myśl, co chcesz powiedzieć. Niekiedy to boli.- westchnął, przytulając mnie do siebie. Przytuliłam się do niego, szlochając.- Musze jechać, słońce. Nie myśl o tym, stało się i czasu nie cofniesz.
-Kocham cię, Louis.- powiedziałam, wdychając jego perfumy. Chłopak odsunął mnie od siebie. Wyszliśmy z łazienki. Tommo pocałował mnie na pożegnanie i wyszedł. Następnie słyszałam tylko odpalanie silnika, gdy odjeżdżali. Dopiero, gdy chłopcy zniknęli z mojego pola widzenia, zeszłam na dół, do salonu. Kiedy już tam byłam, włączyłam telewizję. Nagle poczułam wibracje w tylnej kieszeni.
-Halo?- zaczęłam rozmowę.
-Cześć, [T.I]!- rozpoznam ten głos nawet na końcu sklepu… [I.T.P]
-[I.T.P]? Cześć.- przywitałam się chłodno.
-Co słychać w Londynie? Co u chłopców?
-Och, wszystko wspaniale. Trzydzieści stopni na zewnątrz, gorąco jak nie wiem… a u chłopców… w zasadzie nie wiem. Pojechali na wywiad.- z wielką chęcią rozłączyłabym się, ale nie mogę… po prostu to nie wchodzi w grę.
-To się cieszę. Mam nadzieję, że u Louisa jeszcze wszystko okay, tak?- wiedziałam! Po prostu wiedziałam, że i oto zapyta.
-Uhm… tak. Wszystko gra.- zacisnęłam zęby. Chciałabym jej wszystko powiedzieć, ale to by złamało jej serce. Nie wybaczyłaby mi tego.
-Cieszę się, że zajmuje się tobą. Naprawdę, jestem mu wdzięczna. Czuję się za ciebie odpowiedzialna, nie mam pojęcia, co bym zrobiła, gdyby coś ci się stało. Nawet jeśli mamy po tyle samo lat. Louis jest kochany, naprawdę… A ty? Znalazłaś kogoś dla siebie?- zapytała. Ona mnie kiedyś do zawału doprowadzi. Jak ona może mi to robić?
-Ja? Nie, nie… jestem sama, ale to nie szkodzi. Nie przeszkadza mi to.- po policzku zaczęły spływać mi krople łez, po raz kolejny w tym dniu.
-Jak wrócę, obiecuję, idziemy na poszukiwanie odpowiedniego faceta dla ciebie.- dodała zadowolona. Gdyby tylko wiedziała…- Uhm, [T.I]?Musze kończyć. Przepraszam, zadzwonię później. Do usłyszenia, kochanie!- szybko zakończyłam rozmowę i rzuciłam komórkę na sofę.
Coraz bardziej przekonywałam się do tego, że jestem najgorszą przyjaciółka, jaką tylko można mieć. Wzięłam aparat do ręki, wyłączyłam telewizję i pobiegłam do pokoju. Płacząc, wyciągnęłam walizkę spod łóżka i zaczęłam wkładać do niej moje rzeczy. Wszystkie ubrania, które były w szafie, szufladach i szafkach. Kiedy skończyłam, rozejrzałam się w celu znalezienia jakiejś kartki. Zauważyłam notatnik na biurku. Otworzyłam na pierwszej lepszej stronie, wyjęłam długopis z szuflady i zaczęłam pisać. Niestarannie, ale to przez te łzy.
„Przepraszam, Louis. Nie mogę już dłużej wytrzymać. [I.T.P] jest wspaniała, nie zasługuje na to. Weszłam do Waszego życia bezpodstawnie, teraz muszę z niego wyjść. Kocham Cię, nigdy Cię nie zapomnę. Mam nadzieję, że chłopcy Mi kiedyś wybaczą.
xx”
Wyrwałam tę kartkę i położyłam ją na łóżku. Wiedziałam, że gdy Tommo przyjdzie, od razu rzuci się na łóżko… chwyciłam walizkę i wyszłam z pokoju. Założyłam na nos okulary i wzięłam głęboki oddech. Wyszłam z domu, zamknęłam drzwi na klucz, po czym położyłam je pod wycieraczkę, czyli tam, gdzie zawsze je zostawiałam.
Skierowałam się w stronę przystanku, nie miałam pojęcia, gdzie pojadę. Wyjęłam z kieszeni telefon, wyjęłam z niego baterię oraz kartę SIM. Spojrzałam na nią ostatni raz, zgięłam na pół i rzuciłam w krzaki. Nie chciałam mieć już nic wspólnego z tym życiem, chciałam zacząć od nowa.
 ~*~
W tak krótkim czasie macie kolejny imagin, tym razem z Louisem. Sądzę, że jest d o b r y. Pierwszy raz w życiu tak sądzę :D. Napisałam go w godzinę, bo miałam wenę. Także... ENJOY.
Aha! Mam prośbę. Proszę, nie myślcie, że ja tak widzę Louisa. Nieprawda, wiem, że on nie zdradza, nie postąpiłby tak, ale to jest tylko imagin : ).
Tyle ode mnie : ). I jeszcze jedno, jeśli czytasz tego imagina, proszę, skomentuj, powiedz, co o nim sądzisz, to dla mnie bardzo ważne. xx

środa, 24 kwietnia 2013

9. Liam


-[T.I]! Wstawaj, spóźnisz się do szkoły. Pierwszy dzień i pierwsze spóźnienie!- krzyknęła moja rodzicielka, zrzucając ze mnie pościel.-[T.I]! Ja nie żartuję.- powtórzyła, kiedy ja nie zareagowałam.
-Och, już!- jęknęłam, podciągając się leniwie na łokciach. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek. Szósta pięćdziesiąt trzy.
-Za pięć minut widzę cię na dole.- kobieta poprawiła swój kok i wyszła. Przewróciłam oczami i wstałam z mojego miejsca.
Dzisiaj pierwszy dzień nauki. Czwarty września. Nowa szkoła. A mianowicie dla ludzi uzdolnionych. Coś jak szkoła muzyczna, jednak tam byli ludzie, nie tylko utalentowani śpiewaniem, ale też rysowaniem, tańczeniem… jedyna szkoła w Los Angeles. Nie mam pojęcia, czemu moja mama mnie tam zapisała. To znaczy, ludzie sądzą, że mam talent do śpiewania, do tego gram na fortepianie… ale chyba nie nadaję się tam.
Ustałam przed wielką szafą i zaczęłam szukać odpowiedniego stroju na dzisiejszy dzień.  Wybrałam stamtąd czarną bokserkę, błękitną koszulę w kratę i beżowe rurki. Do tego założyłam białe tenisówki. Następnie wraz z torbą do szkoły, zeszłam na dół, gdzie mama zrobiła już śniadanie. Zjadłam szybko, przygotowane tosty i ruszyłam do łazienki, gdzie umyłam się, zrobiłam delikatny makijaż i wyszłam. Chwyciłam torbę, pożegnałam się z rodziną i poszłam w stronę przystanku. Kiedy do niego dotarłam, usiadłam na ławce i zaczęłam czekać na żółty autobus, który miał zawieźć uczniów prosto do szkoły. Wyjęłam z kieszeni spodni słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Założyłam je na uszy i włączyłam moją play listę. Nie musiałam długo czekać na busa, po dwóch minutach podjechał pod sam krawężnik. Weszłam do środka i zajęłam trzecie miejsce pod oknem. Zajęte było parę miejsc. Ale nikt nie siedział razem. Dostrzegłam na końcu chłopaka z gitarą, a na samym początku dziewczynę z blokiem i ołówkiem. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam wyglądać przez okno.
Pod budynek szkoły dojechaliśmy w niecałe dwadzieścia minut, zabierając po drodze resztę uczniów. Wszyscy pobiegli w stronę wejścia, szukając wzrokiem swoich szafek na korytarzu. Kiedy znalazłam swój numerek, otworzyłam ją, schowałam podręczniki i wzięłam jeden zeszyt, który były mi potrzebny na pierwszą lekcję, czyli lekcję śpiewu. Schowałam do torby notatnik, piórnik i ruszyłam do klasy trzysta jeden. Podeszłam pod salę i otworzyłam drzwi. Wejście oblegało stado nastolatków. Próbowałam coś się dowiedzieć, ale niestety, nie udało mi się dostać do drzwi. Westchnęłam i zaczęłam szukać osoby, która wydawała się na sympatyczną i, która chciałaby mi powiedzieć, co się dzieje. Obok tablicy ogłoszeń zobaczyłam dziewczynę, która miała rude, kręcone włosy, a na oczach miała okulary kujonki, uśmiechnęłam się do siebie i podeszłam do nieznajomej.
-Cześć!- przywitałam się nieśmiało. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, zmierzyła mnie wzrokiem i posłała mi ciepły uśmiech.
-Cześć.- odpowiedziała.- Klasa pierwsza E? Jestem Coco.
-[T.I]. Coco? Naprawdę?- zapytałam zdziwiona.
-Tak.- rudzielec zachichotał.
-Ładnie… niespotykanie.- zamyśliłam się na chwilę, jednak po chwili oprzytomniałam.- Mam pytanie, wiesz, co tutaj się dzieje?- wskazałam na tłum obok klasy.
-Hm… podobno jakiś znany gwiazdor będzie z nami chodził do klasy. Nie wiem kto, ale pewnie jakaś naburmuszona gwiazdka, która będzie miała fory u nauczycieli i nic jej nie będzie pasowało.- Coco przewróciła oczami.
-Nie przekreślaj na starcie ludzi. Może będzie miły albo miła…- wyszczerzyłam ząbki. Dziewczyna wzruszyła ramionami. Po chwili zadzwonił dzwonek, weszłam do klasy jako ostatnia, tak samo jak Coco.
Klasa była przestrzenna. Po klasie były ustawione pojedyncze krzesła, a z przodu klasy znajdowała się mała scena, a na niej stał nauczyciel. Wysoki mężczyzna, brunet. Miał ze trzydzieści lat, nie więcej. Usiadłam na jednym z krzesełek, a rudzielec obok mnie.
-Witam was.- przywitał się mężczyzna.- Nazywam się Connor Brown. Będę waszym nauczycielem od śpiewu, a także wychowawcą. Zanim przejdziemy do lekcji, chciałbym wam przedstawić osobę, która będzie chodziła do waszej klasy przez tydzień. Znacie go na pewno, gra w słynnym zespole. Chciałbym was prosić, żebyście go traktowali normalnie. Nauczyciele nie będą mieli dla niego specjalnego traktowania. Będzie jednym z was.- Pan Brown zszedł ze sceny i otworzył drzwi, rozejrzał się i ponownie je zamknął. Wszedł na mównicę i westchnął.- Kolega chyba się spóźni… no cóż. To przejdźmy do tem…
-Przepraszam za spóźnienie!- Do klasy wpadł chłopak ze zdyszanym głosem.- Ja… przepraszam, naprawdę. Ale samochód mi się zepsuł, musiałem czekać na przyjaciół…- chłopak nie wiedział, co mówi.
-Oho, wielka gwiazda i oczywiście będzie się spóźniał.- szepnęła Coco. Szturchnęłam ją.
-Przestań. Może naprawdę mu auto się zepsuło? Wygląda na przejętego.
-Coco, [T.I] przestańcie rozmawiać!- uciszył nas nauczyciel.
-Coco…- powtórzył chłopak i zachichotał. Rudzielec wybałuszył oczy.
-Coś nie pasuje?- dziewczyna wydęła usta. Nowy uśmiechnął się i kiwnął przecząco.
-Proszę, nie marnujmy czasu. Liam, proszę wytłumacz klasie, co robisz w tej szkole.
-Jasne… i przepraszam jeszcze raz.- chłopak podszedł do mównicy i zaczął.- Nie mam pojęcia, jak zacząć. Jestem Liam Payne. Wszyscy z was na pewno wiedzą, kim jestem.- rozejrzałam się po klasie, rzeczywiście, dziewczyny były strasznie podekscytowane. Słuchały go, jakby był jakimś Bogiem.- Będę do szkoły uczęszczał przez ten tydzień. Nasz zespół, One Direction, angażuje się w fundację „Simple Help”. Pomagamy dzieciom, które są chore na białaczkę. Przez ten miesiąc, każdy z nas miał do wypełnienia pewne zadanie. Zayn ma nie jeść przez tydzień mięsa, Harry musi pracować, jako roznosiciel ulotek i takie tam… mnie przypadła rola ucznia. Przez cały tydzień będę jednym z was. Traktujcie mnie jak normalną osobę, nie chciałbym, żeby nauczyciele dawali mi jakieś fory… To chyba tyle ode mnie.- chłopak posłał nam wszystkim promienny uśmiech i rozejrzał się za wolnym miejscem. Jedyne wolne krzesełko znajdowało się obok mnie. Liam usiadł i przywitał się.
-Cześć, jestem Liam!- podał mi dłoń. Uścisnęłam ją. Następnie zwrócił się do Coco, niestety, dziewczyna nie była zadowolona, coś odburknęła i skupiła się na lekcji.
Liam Payne. Wysoki brunet z brązowymi oczami. Członek zespołu One Direction. Przynajmniej tyle, po trzech dniach chodzenia do szkoły, dowiedziałam się o nim. Oraz, że ma czterech przyjaciół, których traktuje jak własnych braci. Do tej pory nie interesowałam się owym zespołem. Słyszałam o nich, ale nie zwracałam szczególnej uwagi. Dogadywałam się z Liasiem, czego nie mogłam powiedzieć tego o Coco i Li. Payne chciał się z nią jakoś zapoznać, jednak ona była nadal dla niego oschła i wredna. Dogryzała mu na każdym kroku, nie mam pojęcia czemu, chłopak naprawdę był przesympatyczny. Nie, nie poznałam jego kolegów z zespołu, ale obiecał, że gdy znajdzie chwilę, to zapozna mnie z nimi.
Siedziałam właśnie na kanapie, zajadając miskę płatków na mleku. Była trzynasta, a ja dopiero jadłam śniadanie. Tak to jest, gdy [T.I] jest chora i zostaje sama w domu. No cóż. Oglądałam Spongeboba na Nickelodeon. Nieważne, że znam wszystkie odcinki, które widziałam po kilkanaście razy, uwielbiam go. Chwyciłam jednak pilota i przełączyłam na inny program. Biorąc kolejną porcję do buzi, usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam niechętnie, założyłam kapcie i ruszyłam do wyjścia. Nie spoglądając przez wizjer, otworzyłam je.
-Cześć!- wychyliłam głowę i zobaczyłam tam Liama. Pomachałam mu i uśmiechnęłam się do niego.
-Liam, cześć. Wchodź.- zaprosiłam chłopaka do środka. Payne wszedł i rozejrzał się dookoła.- Skąd wiesz, gdzie mieszkam? Z tego, co mi się wydaje… nie przyprowadzałam cię do mnie.
-Och, tak, tak. Poprosiłem Coco, żeby podała mi twój adres. Piękny dom.- Liam uśmiechnął się pod nosem i zwrócił wzrok ku mnie.
-Dziękuję. Coco? Podała tobie adres? Przecież cię nie znosi.- zaśmiałam się pod nosem.
-Powiedzmy… mój urok osobisty robi cuda.- wyszczerzył ząbki, wchodząc do salonu.
-Usiądź. Napijesz się?- spytałam, przeczesując włosy dłonią. Chłopak skinął głową. Ruszyłam do kuchni. Wzięłam z lodówki szklaną butelkę coli i wróciłam do kolegi. Podałam mu napój, siadając obok.
-Nie byłaś dzisiaj w szkole.- oznajmił.
-Yep. Chora jestem. Od trzech dni.- wzruszyłam ramionami. Wzięłam ze stolika gumkę i związałam nią włosy. Brunet wyjął w tym czasie zeszyty z torby i mi je podał.
-Ciesz się, że masz tak dobrego kolegę jak ja… inaczej byś zginęła.- westchnął, uśmiechając się promiennie.
-Do tej pory radziłam sobie sama i dobrze mi szło. Chyba nie jest aż tak źle, panie Payne.- szturchnęłam go w żebro na co się zgiął w pół.
-Jesteś na tyle zdrowa, by wyjść z domu?- zapytał niespodziewanie.
-Nie sądzę…- jęknęłam, bo bardzo chciałam w końcu być na zewnątrz. Otwarte okno to nie to samo.
-No to założysz szalik, czapkę… czy coś tam.- chłopak podrapał się po głowie.
-Idiota. A czemu pytasz?- zwróciłam się do chłopaka.
-Z ciekawości. To jak? Zrobisz dla mnie wyjątek? Obiecuję, że nie przeziębisz się jeszcze bardziej. Będziesz bezpieczna.- uśmiechnął się, upijając łyk coli.
-Uch, Liam. Zgoda, ale jeśli mama coś zauważy, obiecuję, że zwalę wszystko na ciebie!- uderzyłam go w ramię.- Zaraz wrócę. Jeśli chcesz, chodź ze mną. Ogarnę się i możemy iść.- chłopak skinął głową, podnosząc się z kanapy. Ruszyliśmy na górę. Weszłam do swojego pokoju, od razu kierując się do szafy. Wyjęłam beżowe rurki, luźną bluzkę z flagą UK i do tego trampki.- Liam? Szykować się jakoś specjalnie? Bo nawet nie wiem, gdzie jedziemy.- jęknęłam, zawiązując na włosach bandanę.
-Spokojnie. Tak pasuje, naprawdę.- chłopak wyszczerzył się. Odwzajemniłam mu się tym samym. Chwyciłam mój mały plecak spod biurka i razem wyszliśmy z pomieszczenia. Kiedy byliśmy na dole, weszłam do kuchni po butelkę wody i schowałam ją do mojego podręcznego bagażu. Zamknęłam za nami drzwi i ruszyliśmy do jego auta. Usiadłam obok kierowcy i zapięłam pasy. Chłopak włączył radio, jednak po chwili włożył do niego płytę, a po kilku sekundach rozbrzmiały pierwsze nuty piosenek.
-Jak jeździsz samochodem…- zamyśliłam się, oblizując usta.- Zawsze słuchasz swoich płyt?- zachichotałam. On wzruszył tylko ramionami, uśmiechając się pod nosem.
-Jeśli chcesz, możemy zmienić na stację…- brunet miał właśnie zamiar wyłączyć muzykę, jednak odepchnęłam jego dłoń.
-Nie, coś ty. Nie zmieniaj.- wyszczerzyłam się i spojrzałam w okno. Nie wiedząc kiedy, zaczęłam nucić piosenkę, która właśnie leciała.- And let me Kiss you.- mruczałam pod nosem. Słyszałam, jak chłopak śmieje się sam do siebie.- Coś cię bawi, panie Payne?- skrzyżowałam ręce na piersi, spoglądając na niego.
-Nie, pani [T.N]. Po prostu, słyszałem, że nie słuchasz naszej muzyki, a znasz tekst… dziwne.
-Trudno jest nie znać, wszędzie puszczają wasze teledyski.- jęknęłam w duchu.- Ale muszę przyznać, robicie kawał dobrej roboty.- przegryzłam wargę. Liam skinął głową i skręcił w uliczkę.
-Jesteśmy.- chłopak odpiął pasy. Wyjrzałam przez szybę i zaniemówiłam. Ogromna willa, która mierzyła chyba ze trzysta metrów kwadratowych obok znajdował się ogród. Wysiadłam z auta, nie spuszczając wzroku z wielkiego apartamentu.- Chodź.- chłopak wskazał ręką furtkę. Niestety, gdy chciałam wejść pierwsza naprzeciw wyszedł… potężny mężczyzna.
-Słucham?- skrzyżował ręce na piersi. Podrapałam się po głowie, po chwili podbiegł do mnie Liam.
-Wybacz, [T.I]. Musiałem wrócić na chwilę do samochodu. Och, Mike, cześć. To, [T.I]. Koleżanka.- mężczyzna skinął głową i wpuścił nas na posiadłość. Przeszliśmy przez dróżkę, która była wyłożona żwirem. Okay, byłam zestresowana, owszem, ale nigdy nie byłam w takim wielkim domu.- Cześć, chłopcy!- krzyknął Liam. Weszliśmy do hallu. Był większy od mojego pokoju… kawowe ściany i beżowe płytki. Zdjęłam trampki z nóg i rozejrzałam się.
-Liaaaaaaś!- krzyknęli równocześnie. Zachichotałam pod nosem.
-Mamy gościa, chłopcy!- odkrzyknął im, wieszając swoją skórzaną kurtkę na wieszaku. Po chwili cała czwórka była już obok nas.- Cieszę się, że przyszliście się przywitać. Wejdź, [T.I]. Nie krępuj się, zaraz się przyzwyczaisz.- chłopak szedł za mną, prowadząc mnie do salonu.
-Przedstaw nam ją, no!- domagał się blondyn, który wszedł do pokoju zaraz po nas.
- Niall, uspokój się.- jęknął kolejny z nich. Uhm… jeśli dobrze kojarzę, był to Louis.
-Cisza!- wydarł się Payne. Patrzyłam na nich speszona. Cała piątka wymieniała wzrok pomiędzy sobą, a ja nie wiedziałam, co zrobić, więc spuściłam wzrok i patrzyłam się na moje stopy.- Już, mogę?- popatrzył na nich spode łba. Reszta skinęła.
-To jest [T.I]. Chodzi ze mną do klasy.- chłopak uśmiechnął się, obejmując mnie. Chłopcy stali naprzeciwko z szerokimi uśmiechami na twarzach. Szczerze powiedziawszy… przerażali mnie.
-Jesteśmy One Direction!- krzyknęli chórem. Wybuchłam śmiechem, cała piątka patrzyła na mnie zdezorientowana. Kiwnęłam głową parę razy, próbując opanować swój śmiech.
-Przepraszam, ale brzmicie tak samo jak na filmikach, jesteście uroczy.- przegryzłam wargę przechylając delikatnie głowę w prawą stronę. Chłopcy zachichotali równocześnie.
Usiedliśmy w szóstkę na kanapie. Zaczęliśmy rozmawiać, a w zasadzie poznawać się. Mówię bez bicia, oni są przesympatyczni! Opowiedzieli mi o trasie, o tym, że w niedzielę wylatują do Francji, gdzie będą koncertowali przez najbliższe cztery dni. Pomimo że rozmawialiśmy jakieś dwie godziny, naprawdę się polubiliśmy… tak mi się wydaje. Dowiedziałam się, że Zayn chodzi z Perrie, Louis z Eleanor, reszta była wolna. Chłopcy obiecali, że na pewno mnie z nimi zapoznają, bo sądzą, że się z nimi dogadam, to miłe.
-Cholera.- zasłoniła usta dłonią.- Muszę się zbierać. Przepraszam, ale mama wraca zaraz z pracy…
-Hej, nie ma sprawy, odwiozę cię.- Liam uśmiechnął się ciepło, wstając z fotela.
-Liaś, nie trzeba…- chciałam dokończyć, jednak Payne przerwał mi w połowie zdania.
-[T.I] nawet się nie sprzeciwiaj!- chłopak przybił z chłopakami piątkę i obiecał, że za chwilę wróci. Westchnęłam zrezygnowana i pożegnałam się z resztą zespołu.
-Odwiedź nas jeszcze, [T.I]- krzyknął Zayn. Zaśmiałam się i założyłam kurtkę. Razem z Liamem wyszliśmy na zewnątrz, od razu skierowaliśmy się do auta. Usiadłam na miejscu pasażera i zapięłam pasy, chłopak dołączył do mnie po chwili.
Cała drogę, czyli jakieś piętnaście minut, przesiedzieliśmy w ciszy. Pomimo tego, w mojej głowie było bardzo głośno. Ciągle słyszałam śmiech Zayna, Liama, Nialla, Harry’ego i Louisa. Spędziłam z nimi dwie godziny, a czułam jakby to była wieczność. Zdecydowanie w pozytywnym znaczeniu, aczkolwiek, każdy był z nich głośny. Moja głowa rozpadała się na milion kawałeczków, nie byłam przyzwyczajona do takiego towarzystwa, ale zdecydowanie nie żałuję ani sekundy spędzonej z nimi. Istne wariactwo.
Po kilkunastu minutach dojechaliśmy pod bramę mojego domu. Podziękowałam Liamowi, jednak ten zaoferował, że odprowadzi mnie pod same drzwi. Przytaknęłam, wychodząc z pojazdu. Skierowaliśmy się pod wejście, rozmawiając tym razem.
-Dziękuję, Liam.- wyszeptałam, gdy już byliśmy pod drzwiami od wejścia.
-Mhm. Nie ma za co, to dla mnie przyjemność, że mogłem cię poznać z moimi przyjaciółmi.- wyszczerzył rządek swoich zębów.
-Dzięki za wszystko.- uniosłam kącik ust, poprawiając jego kołnierzyk od skórzanej kurtki. Chłopak niespodziewanie objął mnie w pasie. Speszyłam się, ale nie dałam po sobie tego poznać. Przegryzłam wargę i spojrzałam na chłopaka. Jego oczy błyszczały… jak nigdy. Patrzyliśmy się tak na siebie w ciszy, Liam przybliżał swoją twarz do mojej, robiłam to samo, jednak, gdy nasze usta dzieliły milimetry, otrząsnęłam się.- Liam… ja… przepraszam.- jęknęłam, odsuwając się.- Przepraszam, nie mogę…- zamknęłam oczy, chowając twarz w dłoniach. Poczułam ciepły dotyk na swoich nadgarstkach.
-[T.I]… nic się nie stało. To ja przepraszam, nie powinienem…- westchnął cicho, jednak ja słyszałam.
-Liam… naprawdę, bardzo cię lubię. Naprawdę… jesteś niesamowitym chłopakiem. Tylko… ja nie chcę być kolejną dziewczyną, która, zdaniem innych, jest z tobą dla pieniędzy. Mam słabą psychikę, nie wytrzymałabym. Nie chcę być „tą złą”…- spuściłam głowę i patrzyłam na swoje brudne od błota trampki.
-[T.I]. Rozumiem, to była po prostu chwila zapomnienia, nic się nie stało.- chłopak chwycił mój podbródek.- Nie chcę cię do niczego zmuszać. Szanuję twoje zdanie. Jesteś niesamowitą dziewczyną, naprawdę.
-Dziękuję, Liam. Ale proszę, obiecaj mi, że pomimo tego, co się stało teraz, będziemy utrzymywali kontakt.- przegryzłam wargę. Nie chciałam być nachalna, zależało mi na naszej znajomości. Nie na jego sławie, nie na koncertach czy drogich prezentach, zależało mi na n i m.
-Zawsze, słońce.- chłopak przytulił mnie i pocałował w czubek głowy. Objęłam go, jednak po chwili oderwaliśmy się od siebie.
- Do zobaczenia po powrocie. Odezwę się jak już będziemy w domu. Musimy się spotkać, chłopcy mi tego nie darują.- zachichotał, schodząc tyłem ze schodów.
-Do zobaczenia, pozdrów wszystkich i powodzenia.- pomachałam chłopakowi i szybko weszłam na środka. Zrzuciłam z siebie zbędne ubrania i usiadłam w kuchni. Nie mogłam uwierzyć w to, co mnie spotkało. Pomimo że chłopcy jeszcze nie wyjechali, już za nimi tęsknię…
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Przepraszam, jestem okropna :c. Tyle czasu mnie tu nie było, ale nawet nie wiecie, jak ciężko było mi napisać tego imagina. Nie dlatego, że z Liamem, tylko dlatego, że nie miałam pomysłu na zakonczenie. Przepraszam was cholernie. 
Teraz tyle sie dzieje, poprawiam oceny, piszę egzaminy (...). Ostatni rok w gimnazjum i dobrze by było, jakbym wyszła ze szkoły ze średnią chociaż 3.0...
Przepraszam was za moją nieobecność. Mam nadzieję, że tego nie spieprzyłam, bo mnie się nawet podoba, ale ocenę pozostawiam wam : ).
Trzymajcie jutro za mnie kciuki, ostatnia część egzaminów, muszę angielski napisać jak najlepiej. Dziękuję i ponownie P R Z E P R A S Z AM.
Postaram się dodać coś nowego jak najszybciej. Obiecuję.