Najlepiej się czyta przy almost lover, klik
*
Każdego dnia wstawałem z myślą o Louisie. Tak, to brzmi banalnie, ale to prawda. Jednak to wszystko w mojej głowie opierało się na pytaniu „Co teraz robi?”.
*
Każdego dnia wstawałem z myślą o Louisie. Tak, to brzmi banalnie, ale to prawda. Jednak to wszystko w mojej głowie opierało się na pytaniu „Co teraz robi?”.
Tamtego razu, na lotnisku, obiecał,
że zadzwoni, gdy tylko wyląduje. Nie zrobił tego, pomimo że czekałem na telefon
do późnej nocy, następnego dnia dostałem tylko SMS o treści „wylądowałem
wczoraj, ale nie miałem czasu napisać x”. Nie, nie miałem do niego pretensji,
że nie chciało mu się napisać tej wiadomości wcześniej, zasłużyłem na to, zdaję
sobie z tego sprawę. Wtedy, pisząc ten list, dodałem „(…) możesz urwać ze mną kontakt, jeśli nie będziesz już na mnie
patrzył jak na przyjaciela(…)”, ale w głębi duszy, myślałem, że jednak oleje
tę sprawę i będzie jak dawniej, ale widoczniej się myliłem. Louis milczał już
pięć miesięcy, oprócz krótkiej wiadomości po wylądowaniu, nie dostałem nic
więcej. Naprawdę myślałem, że mnie nie zostawi, że chociaż będzie chciał
spróbować to odnowić… ale to też jest moja wina, bo gdybym mu tego nie pisał,
rozmawialibyśmy codziennie, nie czułbym pustki.
-Harry, pośpiesz się, zaraz siadamy do stołu!-
krzyknął Robin z salonu. Westchnąłem ciężko, kierując się w stronę pokoju.
Kiedy przekroczyłem próg pomieszczenia, zauważyłem nie tylko rodziców i Gemmę,
ale też kilka pustych krzeseł.
-Uhm,
czemu tu jest tyle wolnych miejsc?- mruknąłem, stając obok mężczyzny.
-Nie
pytaj tyle, Harreh, tylko siadaj.- odpowiedziała rozbawiona Gemma. Wzruszyłem
ramionami i usiadłem na miejscu, nie zdążyłem wypowiedzieć jednego słowa, a
usłyszałem dzwonek.
-Otworzę!-
oznajmiła moja rodzicielka z wielkim entuzjazmem. Szczerze? Nie miałem pojęcia,
kto to był, bo nikt mi nie powiedział, że ktoś nas raczy odwiedzić.- Jay, Mark!
Proszę wejdźcie. Tak się cieszę, że jednak przyjechaliście.
Zaraz,
zaraz. Jay, Mark? Ona żartuje, proszę powiedzcie, że żartuje. Odwróciłem głowę
w stronę drzwi frontowych i zauważyłem w hallu dwie dorosłe postacie i pięć
mniejszych. Wróciłem wzrokiem do mojej siostry, która patrzyła na mnie z
wielkim uśmiechem na twarzy.
-Harreh,
Lou przyjechał.- wyszeptała, patrząc na chłopaka. Wzruszyłem ramionami.-
Powinniście sobie wyjaśnić to i owo.
-Ja
mu wszystko wytłumaczyłem.- mruknąłem, bawiąc się serwetką na stole.
-Gemma!-
usłyszałem ten głos. Zacisnąłem
powieki, by tylko nie widzieć jego osoby. To nie było, w tym momencie, uczucie
chęci zapomnienia, a raczej przerażenia.
-Cześć,
Louis! Cieszę się, że cię widzę.- zachichotała i przywitała chłopaka uściskiem.
-Ja
również, G. Hej, Curly.- tym razem podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy.
-Cześć.-
mruknął, po czym westchnąłem cicho.
-Harry!-
usłyszałem glos Jay.- Nic się nie zmieniłeś, kruszynko.- zachichotała,
obejmując mnie.
-Dzień
dobry.- zachichotałem.
-Harry!-
tym razem zaatakowały mnie bliźniaczki.
-Daisy,
Phoebe.- ukucnąłem przy nich, by widzieć ich twarze.
-Smrodki
małe, do stołu!- zaśmiał się Louis. Uśmiechnąłem się delikatnie, znowu
słyszałem jego głos, znowu był przy mnie. Dziewczynki od razu podbiegły na swoje
miejsca. Zawtórowałem im i usiadłem na wolnym krześle. Tak się złożyło, że
Louis musiał usiąść obok mnie.- Mama ma rację, nic się nie zmieniłeś.-
zachichotał, gdy nasze mamy włożyły nam pierwsze danie.
-Może.-
westchnąłem delikatnie, mieszając łyżką w zupie.- Jak w Chicago?- próbowałem
być jak najbardziej przekonywujący, by tylko nie zauważył, że pamiętam o wydarzeniu sprzed kilku
miesięcy.
-W
porządku.- uśmiechnął się.- Miałeś rację, leciałem do lepszego
życia.-wymamrotał. Nic nie odpowiedziałem, jednak pamiętał, a to już coś.- Harreh?-
spojrzał na mnie. Oderwałem wzrok od zupy i zerknąłem na niego.- Ja naprawdę
nie chciałem…
-Nic
nie mów, Lou.- przerwałem.- Wszystko rozumiem.- mruknąłem. Tak naprawdę niczego
nie rozumiałem, po prostu bałem się tego, co chciał powiedzieć. Chłopak jeszcze
chciał coś powiedzieć, jednak po chwili pokręcił głową i wrócił do jedzenia
swojego dania.
-Idziecie z nami?- zapytał Mark.
-Gdzie?-
spytał Tommo, oglądając swój prezent, który dostał pod choinkę.
-Przejść
się.- odpowiedział, wzruszając ramionami.
-Nie,
nie. Zostanę tutaj.- westchnął cicho. Mark pokiwał głową, ruszając do hallu,
gdzie przebywali już wszyscy, ubierając się do wyjścia.- A ty Harry?
-Nie,
dziękuję.- uśmiechnąłem się delikatnie, rozpalając w kominku.
-Lenie.-
zaśmiał się.- Będziemy niedługo.- odpowiedział, a po chwili rozbiegł się dźwięk
trzaskających drzwi, no cóż, wiatr robi swoje.
Gdy tylko skończyłem wykładać
kawałki drzewa do kominka, podwinąłem rękawy od swetra i ruszyłem do kuchni,
mijając w wejściu od salonu Louisa. Chwyciłem kubek kakao ze stolika i z
powrotem ruszyłem do salonu.
-Harreh,
przepraszam, ale nie mogę już tak dłużej.- jęknął, podchodząc do miejsca, gdzie
siedziałem, czyli do kanapy.
-O
co ci chodzi?- westchnąłem.
-O
to, jak mnie traktujesz.
-Słucham?-
wybałuszyłem oczy.- Jak ja cię
traktuję? Żartujesz prawda?- prychnąłem, przyglądając się mu uważnie.- Pięć
miesięcy temu wyjechałeś, nie odezwałeś się do mnie ani razu, ale to ty masz
problem z tym, jak ja cię traktuję?! Ja chyba śnię.- syknąłem, wstając z
miejsca.
-Curly…-
jęknął.
-Dobrze,
napisałem ci, że masz urwać ze mną kontakt, jeśli ci to będzie przeszkadzało,
ale miałem nadzieję, że chociaż napiszesz do mnie pieprzony SMS z tekstem „mam w dupie, co do mnie czujesz. Pieprz się
pedale”, ale nie. Ty, do jasnej cholery, wolałeś nie odzywać się do mnie, a
teraz wracasz jakby nigdy nic i masz do mnie chore wąty. Zastanów się, Loueh.
To nie boli.- mruknąłem, zakończając monolog.
-Harreh.-
schował twarz w dłoniach.- Tak cholernie cię przepraszam.- wyszeptał, siadając
na podłodze, oparł się o ścianę, podkulił kolana do brody i położył na nich
czoło.- Ale ty nawet nie wiesz, jakie to było trudne.- zachlipał cicho.-
Harreh, ja… ja mam dziewczynę.- ciągnął dalej. Siedziałem tym razem na krześle
i patrzyłem na niego.
-Świetnie,
szczęścia wam życzę.- mruknąłem.
-Wysłuchaj
mnie, Curly.- wstał z ziemi i usiadł naprzeciwko mnie.- Przeczytałem ten list w
samolocie, czytając go, płakałem. Nie mogłem pojąć tego, że cię właśnie tracę,
ale nie mogłem już nic zrobić. Gdy tylko zobaczyłem, co napisałeś dalej…
zmieszałem się, bo… bo ja cię kocham, Harreh. Kocham, ale jako najlepszego
przyjaciela na świecie.- zacisnął powieki, po czym je otworzył.- Przepraszam,
Harreh. Nie wiem, może nie czuję do ciebie tego samego, bo od dziesięciu lat
mówiłem, że jesteśmy przyjaciółmi. Pewnie
o tym nie wiesz, bo nigdy ci nie mówiłem, ale jestem biseksualistą.- mruknął.
-Więc
w czym problem, Lou?- wyszeptałem.
-W
tym problem, że od w wieku czternastu lat dowiedziałem się, kim jestem, ale
dziwnym trafem, po prostu do ciebie nic więcej nie czuję. Gdybyśmy byli jednak
razem… nie potrafiłbym ci okazywać uczucia, jako chłopakowi. Curly, tak mi cholernie przykro.
-Dobrze.-
wypuściłem powietrze.- Rozumiem, ale… powiedz mi, czemu nie mogłeś mi tego
napisać?
-Każdego
dnia miałem zamiar zadzwonić, napisać… cokolwiek, bylebyś wiedział, ale nie
miałem odwagi, nie chciałem cię zawieść. Nie lubię, jak przeze mnie płaczesz.-
westchnął, kładąc swoją dłoń na moją.- Przyjaźnimy się od dziesięciu lat,
Curly. Nie chcę tego spieprzyć.- wyszeptał.- Przepraszam, że cię zawiodłem,
Harreh.
-Jest
okay.- mruknąłem, patrząc się w, ubrudzony od zupy, obrus.
-Nie
jest, widzę. Ale ja naprawdę nie mogę ci nic więcej zaoferować. W Chicago mam
dziewczynę, jak na razie układa nam się dobrze, wie, że mam tutaj ciebie i
jestem…
-Proszę,
przestań.- zamknąłem oczy.- Nie mów mi, że ktoś ma przy sobie cały mój świat.-
mruknąłem.- Ale spróbuję się z tym pogodzić.- skinąłem głową.- Będę musiał.-
czułem, jak Lou podchodzi do mnie i, korzystając z tego, że miałem zamknięte
oczy, wpił się w moje usta, po chwili jednak się odsunął.- Lou.- jęknąłem.- To
mi nie pomogło.
-Przepraszam,
ale w pewnej chwili chciałem sprawdzić, jak smakujesz.- zachichotał.- No już,
Curly boy. Jestem pewny, że znajdziesz sobie kogoś lepszego ode mnie, zapomnisz
o uczuciu.- wyszeptał.
-Nie
zapomnę, ale spróbuję cię tym nie męczyć.- spuściłem głowę.
-Dzielny
chłopak.- zachichotał, mocno mnie obejmując.- Curly? Przyjaciele na zawsze?-
mruknął, wyciągając dłoń przede mnie.
-Przyjaciele.-
westchnąłem, ściskając jego rękę.
Zdałem sobie sprawę, że Louis nie
jest w moim dostępie i nigdy nie będzie.
~*~*~*~*~*~*~*~*
Och, tak bardzo chcieliście drugą część imaginu o Larrym, więc proszę. Napisany w miarę szybko, nie wiem, czy jesteście zadowoleni, ale nie jest jakiś najgorszy.
Pis joł. x
nadal mi szkoda Harrego :c Żeś mu życie urządziła teraz siostra : c jesteś okropna, znowu się wzruszyłam przez cb :c
OdpowiedzUsuńahh biedny Harreh :C wzruszyłam się, znając życie ta "dziewczyna" Louisa ma na imię Eleanor, czyż nie tak? ale słodkie było na końcu jak go pocałował aww ;')
OdpowiedzUsuńTrochę tak dziwnie że Hazz nie jest z Lou i nie ma takiego happy endu dla ich miłości , ale jeat spoko :)) ps jak zwykle sie wzruszyłam xx
OdpowiedzUsuńgdzie jest happy end? :P ale i tak piękny
OdpowiedzUsuńDreamer
Szkoda że nie są razem, ale i tak mi się podobało. :D
OdpowiedzUsuńImagin ogólnie mi się podobał, dobrze napisany. Trochę szkoda że nie skończyło się jakoś bardziej szczęśliwie, ale cóż. Powodzenia w dalszym pisaniu ;>
OdpowiedzUsuńMam prośbę, dodałabyś w najbliższym czasie jakiegoś imagina tylko z Harrym? Będę wdzięczna. x
OdpowiedzUsuńPiękny
OdpowiedzUsuńJejku mam łzy w oczach :( piękny!♥
OdpowiedzUsuńJAK MOGŁAŚ? Pffff. Nie lubiem cie xd
OdpowiedzUsuńAle tak na serio to cię ''loffciam'' ;D
Weny<33
@luvmyniallan aka Lou na gg XD
Awwwwwwww, Hazza...
OdpowiedzUsuńSooooo sooo sooo fucking sweeet
Omg, aż mi sie płakać zachciało..
@karollyXX
ojeju płakałam przez cały imagin .
OdpowiedzUsuń@luvyanialler