Czytajcie przy almost lover, klik
Od autora: W tym imaginie Louis mieszka w Holmes Chapel, jego mama jest z Mark'iem i nie występowali w xFactorze.
Od autora: W tym imaginie Louis mieszka w Holmes Chapel, jego mama jest z Mark'iem i nie występowali w xFactorze.
*
-Dzień
dobry, jest Harry?- usłyszałem znajomy głos, który odzywał się kilka metrów ode
mnie. Jęknąłem cichutko, nie miałem najmniejszej ochoty widzieć go teraz. Sądzę,
że gdyby nie ta sytuacja, wyszedłbym z pokoju i z wielką ochotą rzuciłbym się
na jego plecy, jak w zwyczaju miałem to robić. Ale nie teraz.
-Cześć, Louis. Niestety, Harry pojechał
z Robinem na zakupy, niedawno wyjechali.- odpowiedziała moja mama. Tak bardzo
ją kochałem, zawsze wyczuwała te gorsze momenty. Gdy zamykałem się w pokoju i
nie miałem ochoty na, dosłownie, nic.
-Naprawdę? Ale auto stoi przed bramą…-
cholerny Lou. Nigdy nie odpuszczał.
-Pojechali moim samochodem.- czułem w
jej głosie zmieszanie.
-Uhm, dobrze. Jednak, gdy Curly wróci,
mogłaby pani powiedzieć mu, że muszę się z nim koniecznie spotkać? To naprawdę
ważne.
-Jasne, Tommo. Przekażę.
-Dziękuję, dowidzenia.- usłyszałem już
tylko trzask drzwi, a po kilku sekundach skrzypienie drzwi od mojego pokoju.
Szybko schowałem twarz w poduszkę.
-Harreh? Możemy porozmawiać?-
zacisnąłem powieki, wiedząc, że prędzej czy później będę musiał porozmawiać z
mamą na ten temat.- Harry, nie udawaj, że śpisz.- westchnąłem cichutko,
przekręcając się na plecy. Spojrzałem na kobietę, która stała w wejściu.
-Zamknij drzwi, mamo.- mruknąłem,
zmieniając pozycję na siedzącą. Anne wykonała czynność i usiadła na moim łóżku.
Przez kilkanaście sekund siedzieliśmy w ciszy, wiedziałem, że czeka na moment,
w którym to ja zacznę z nią rozmawiać.- Mamo…- jęknąłem.
-Harry…- spojrzała na mnie, oblizując
usta.
-Ja naprawdę nie chcę go oszukiwać. To
mój przyjaciel, wiele dla mnie znaczy i chyba aż za wiele.- ostatnie cztery
słowa wyszeptałem prawie bezdźwięcznie.
-Harry…- ponownie wypowiedziała moje
imię.- Przyjaźnisz się z Louisem już dziesięć lat, odkąd się tutaj wprowadził.
Przez pierwsze dziewięć lat byliście jak bracia, byliście razem wszędzie. Na
przyjęciach znajomych, na wycieczkach nawet na wakacjach.- pokręciła głową,
zamyślając się na moment, jednak po chwili znowu kontynuowała.- Masz szesnaście
lat, Harry. Dorastasz, twoje ciało i dusza się zmienia. Masz prawo czuć się tym
zmieszany. Doskonale cię rozumiem, ale zdecyduj, czy masz zamiar go unikać już
do końca czy powiesz mu jak jest.- westchnęła.
-Wcale mi nie pomogłaś, mamo.-
jęknąłem. To było oczywiste, że musiałem coś z tym zrobić. Nie potrafiłem go
okłamywać, on wiedział, kiedy to robię i nienawidził tego. Wcale mu się nie
dziwiłem.
-Harreh, musisz sam zdecydować, co
zrobisz. Jako twoja matka, będę cię wspierała. Tak samo jak Robin czy Gemma.-
musnęła moje czoło, po czym wstała z łóżka, kierując się do wyjścia.
-Dzięki, mamo.- westchnąłem. Kobieta
skinęła głową, zamykając za sobą drzwi. Po jej wyjściu, opadłem bezwładnie na
pościel. Wyjąłem z szafki słuchawki i podłączyłem je do swojego smartfona, włączyłem
swoją stała play listę i zamknąłem oczy.
Chwyciłem
z wieszaka moją skórzaną kurtkę, pomimo że był lipiec, na dworze było chłodno i
zbierało się na deszcz. Schowałem do kieszeni portfel i gumy miętowe.
-Wychodzę!- krzyknąłem, zanim zdążyłem
wyjść, zauważyłem moją rodzicielkę, wystawiającą głowę zza wejścia do kuchni.
-Idzie do Louisa?- bardziej brzmiało mi
to na oznajmienie niż pytanie, ale ona już taka była. Wzruszyłem tylko
ramionami i wyszedłem na zewnątrz, spojrzałem na niebo i delikatnie
westchnąłem, ruszając w stronę mieszkania Louisa.
Droga mijała mi szybko, mimo że szedłem
najwolniej jak mogłem. Chciałem przemyśleć i dokładnie przeanalizować to, co
miałem mu niedługo powiedzieć. Cholernie się bałem, nie co dzień wyznaje się
przyjacielowi to, co się czuje. Tak, byliśmy ze sobą szczerzy, on wiedział o
moich problemach a ja o jego, ale to była zupełnie inna rzecz.
Na miejsce dotarłem szybciej niż
myślałem, już przy furtce widziałem kilka kartonowych pudeł, jednak nie
zwróciłem większej uwagi, wiedziałem, że jego mama lubi co jakiś czas robić porządki
i sprzedawać niepotrzebne rzeczy. Wszedłem na podwórko i skierowałem się prosto
do głównych drzwi, zadzwoniłem dzwonkiem i zacząłem bawić się nerwowo palcami.
Z jednej strony chciałem, żeby on otworzył, a z drugiej nie…
-Hazz?- to był on. Poznałbym jego głos
wszędzie. Podniosłem wzrok z moich butów i delikatnie się uśmiechnąłem.
-Cześć, Tommo.- przytuliłem się do
niego, jak zawsze, gdy go tylko widziałem.- Chciałem z tobą porozmawiać.-
westchnąłem.
-Serio? Dobrze, ja z tobą też.
Przejdziemy się? Mam małe zamieszanie w domu- skrzywił się, zamykając za sobą
drzwi. Pokiwałem głową, schodząc ze schodków.- Pójdziemy na plac zabaw, tam
gdzie zawsze.- uśmiechnął się delikatnie, otwierając zbiegając na dół,
następnie otworzył furtkę i ruszył w stronę miejsca.
-Byłeś dzisiaj u mnie rano.-
przegryzłem nerwowo wargę.
-Tak i powiem to prosto z mostu, Hazz.
Unikasz mnie przez ostatnie tygodnie. Zawsze, gdy cię odwiedzam, otwiera twoja
mama albo Gemma. Nigdy ty, a gdy już do ciebie wchodzę, wymigujesz się tym, że
nie masz czasu, gdzieś jedziesz albo zwyczajnie ci się nie chce ze mną spotkać.
Wiem, że byłeś dzisiaj w domu.- mruknął zawiedziony. Ja tylko go słuchałem i z
tego szoku wszystko zapomniałem, co miałem mu przekazać.- Curly, nie poznaję
cię, przez ostatnie dwa tygodnie cię potrzebowałem, miałem nadzieję, że
zechcesz mnie wysłuchać, jak zwykle miałeś w zwyczaju. Jeśli cię czymkolwiek
zraniłem, powiedziałem… przepraszam, Harreh.- wypuścił głośno powietrze.- Jeśli
chcesz mnie unikać dalej, masz mnie dość, spokojnie, już niedługo to się
skończy.- mruknął, kopiąc kamyk przed siebie.
-Lou, to nie tak jak myślisz, ja na…
czekaj, co? Jak się skończy? Nie rozumiem.- wyszeptałem zdezorientowany, stając
kilka kroków za nim. Chłopak stał ze spuszczoną głową, nie odzywając się.-
Louis, odpowiedz…
-Wyprowadzam się, Harreh.- wymamrotał
prawie bezdźwięcznie, jednak na tyle głośno, że usłyszałem wszystko, co
powiedział. Otworzyłem delikatnie usta, nie majac przygotowanej odpowiedzi na
takie wyznanie.
-Żartujesz, prawda?- poczułem
szczypanie pod powiekami, szybko je przymknąłem i ponownie otworzyłem, czując
na policzkach słone łzy. Wytarłem je zewnętrzną stroną dłoni.
-Nie, Harry. Chciałem ci to dzisiaj
powiedzieć, ale mnie znowu olałeś.- mruknął, wciąż stojąc w tym samym miejscu.
-Louis, ale… gdzie? Kiedy?- załkałem,
podchodząc bliżej.
-Do Chicago.- mruknął.- Jutro.
-Żartujesz, Lou. Powiedz, do jasnej
cholery, że żartujesz!- wrzasnąłem, nie licząc się z tym, że wokół nas są
ludzie.
-Harreh, chciałbym żartować…-
wyszeptał.- Przykro mi.- westchnął, patrząc na mnie swoimi błękitnymi oczami.
-Nawet nie możesz wyobrazić sobie, jak
mi jest przykro.- odpowiedziałem, drżącym głosem.
-I dlatego chciałem z tobą porozmawiać.
Moja mama kłóciła się ostatnio z Mark’iem. Właśnie o tą przeprowadzkę, ale ty
miałeś moją osobę gdzieś. Wiesz, jak się czułem?- jego głos powoli się
załamywał.
-Louis, przepraszam.- wybuchłem
płaczem.- Cholernie cię przepraszam. Ale mnie nie rozumiesz…
-Przepraszam, ale muszę to z siebie
wyrzucić. Mark dowiedział się, że dostanie lepszą posadę, wiesz, że u mnie jest
krucho z pieniędzmi. Cieszyliśmy się, ale Mark powiedział, że się musi
przeprowadzić, bo ta praca jest aż w Stanach Zjednoczonych.- przełknął głośno
ślinę.- Rodzice zaczęli się wykłócać. Matka powiedziała, że nie ma zamiaru go
tam samego puścić, ojciec nalegał… w końcu wyszło na to, że przeprowadzamy się
razem.- zakończył monolog, jednak po chwili znowu dodał.- Harreh, jakbym mógł,
zostałbym tutaj z tobą, ale zrozum…- chłopak zaczął płakać.
-Tommo, nie płacz.- wyszeptałem, mocno
przytulając go do siebie. Chłopak wytarł łzy i spojrzał na mnie.- A ty? Ty też
chciałeś porozmawiać.- westchnął, wchodząc na mały placyk zabaw. Od razu
skierowaliśmy się na bujaczki.
-Louis, ja… ja nie wiem, czy
powinienem.- wyszeptałem, siadając na jednej z huśtawek.
-Hej, Curly boy.- zachichotał przez
łzy.- Nie może być gorzej przecież.
-Boję się, ze jednak może…- mruknął.
-No przestań. Ale obiecuję, Harreh, że
będziemy się widywać. Będę do ciebie przylatywał, gdy tylko będę miał czas. Ty
przyjedziesz do mnie na wakacje, ja do ciebie na ferie zimowe… będzie jak
zawsze.- wyszeptał. Podniosłem głowę i spojrzałem na niego. Oczy ponownie mi
się zaszkliły.- Wyduś to z siebie, ja powiedziałem wszystko, co chciałem, a nie
było mi łatwo, Curly.- mruknął, delikatnie się bujając.
-Ale to już nic nie zmieni, BooBear.
-Chociaż spróbuj. Przecież wiesz, że jesteśmy
przyjaciółmi i mówimy sobie wszystko, obiecaliśmy to sobie, prawda?- zaczął mi
się przyglądać uważnie.
-Tak, racja.- westchnąłem ciężko.- Bo
ja…- zacząłem.- Pamiętasz, jak pożyczyłeś mi swoje słuchawki? Ja… ja je
zepsułem.- mruknąłem, unikając jego wzroku. Przez chwilę pomiędzy nami była
cisza.
-Serio, Harry?- zaśmiał się cicho.- Nie
wygłupiaj się, dobrze wiesz, że mam teraz lepsze, kupiłeś mi je na moje
urodziny.- szturchnął mnie w łokieć. Pokiwałem głową, mając wyrzuty sumienia.
Okłamałem go.
-To chciałem ci powiedzieć.- westchnąłem.-
Ale dobrze, że się nie gniewasz.- wymusiłem uśmiech, kreśląc na piasku różne
kształty czubkiem buta.
-Przestań, na ciebie nie da się
gniewać.- zachichotał.- Spójrz, nawet ci już wybaczyłem, że mnie olewałeś.-
wypiął dumnie pierś.- Dobrze, skoro sobie wszystko wytłumaczyliśmy, to może
spędzimy ten dzień razem? W końcu jutro wylatuję, na dodatek o ósmej rano.-
mruknął.- Nie wiem, jak ja wstanę.- westchnął ciężko.
-Tak. Pójdziemy na lody, a później…
-Do mnie, coś ci dam.- uśmiechnął się.
-Uhm, zgoda.- powiedziałem niepewnie.
-Ej, rozchmurz się, Harry.- wstał z
miejsca i podszedł do mnie.- Wstawaj, idziemy.- wziął mnie za nadgarstek i
pociągnął w stronę lodziarni.
Wszystko
wydawało się takie trudne. Nie dość, że stchórzyłem i nie powiedziałem mu tego,
co chciałem… zaraz, ja go okłamałem i n i c mu nie powiedziałem. No właśnie, on
na dodatek dał mi ramkę z naszym
ulubionym zdjęciem. Jestem beznadziejnym przyjacielem, ot co.
Siedziałem
nad biurkiem z długopisem w ręku i przyglądałem się fotografii, które stała
naprzeciwko mnie. Była dwudziesta druga, a ja zamiast spać, by jutro wstać i
zdążyć pożegnać chłopaka, siedziałem i myślałem nad treścią listu. Nie
powiedziałem mu tego, co miałem, więc postanowiłem przelać to na papier i
wręczyć mu to na lotnisku. Westchnąłem cicho i zacząłem pisać na gorąco.
„Cześć, mój kochany przyjacielu.
Sądzę, że jesteś już w samolocie i lecisz do lepszego życia.
Cieszę się z tobą, że w końcu ci się uda, wiem, że to nie jest koniec naszej
przyjaźni, ale cholernie będzie mi brakowało ciebie całego. Twojego śmiechu,
głosu, dotyku… wszystkiego. Mam nadzieję, że tam, w Chicago znajdziesz
przyjaciela, który nie będzie cię olewał, będzie zawsze miał dla ciebie czas i
nigdy, ale to nigdy cię nie zostawi.
Nie wiem, czy wiesz, ale te słuchawki nie były powodem
mojego unikania cię… przez pół dnia zastanawiałem się, jak ci to wszystko
wytłumaczyć i stchórzyłem. Po raz kolejny cię zawiodłem i oszukałem. To kolejny
powód dla którego nazywam się beznadziejnym przyjacielem, ale postaram ci się
wszystko wytłumaczyć…
Myślę, że to zaczęło się jakoś trzy tygodnie temu, ale
tydzień później zacząłem cię unikać. Pamiętasz, jak przyjechał twój kuzyn i
pozwolił ci się przejechać na swoim skuterze? Uhm, na pewno pamiętasz… wtedy
siedziałem za tobą i mocno się ciebie trzymałem, żebym nie spadł, sam mi to
powtarzałeś. Niby jechaliśmy jakieś osiem minut, bo tylko przejechać się po
dzielnicy, ale to chyba były dla mnie najlepsze osiem minut w życiu. To ci się
wyda dziwne, ale wtedy tak kurewsko seksownie wyglądałeś. I już nasze
późniejsze spotkania, zawsze, gdy cię widziałem, czułem takie dziwne uczucie w
żołądku, a później widywaliśmy się coraz rzadziej, prawda? Zacząłem mieć wymówki,
to prawda, ale chciałem się pozbyć tego uczucia, myślałem, że to przejdzie, ale
z każdym dniem, kiedy cię nie widziałem, czułem pustkę. Mam 16 lat i dojrzewam
i wszystko się we mnie zmienia, ale… kocham cię, Louis. Nie jak przyjaciela,
nie jak brata, a jak osobę, za którą wskoczyłbym nawet w ogień. Dobrze, że nie
widzę twojej reakcji, pewnie się śmiejesz, ale jeśli uważasz to za głupie,
wyrzuć ten list, spal go czy co chcesz… możesz urwać ze mną kontakt, jeśli nie
będziesz już na mnie patrzył jak na przyjaciela, rozumiem. To chyba wszystko.
Powodzenia, Tommo.
Curly boy x”
Odłożyłem
długopis, a kartkę włożyłem do koperty, zakleiłem i podpisałem „Tommo”. Potarłem dłońmi oczy i położyłem
się spać, na szczęście nie miałem problemu, zasnąłem po kilku minutach.
Rozglądałem
się po lotnisku, szukając znajomych postaci. Tak, Harry Styles zaspał, pomimo
włączonego budzika. Teraz biegałem z nadzieją, że rodzina Tomlinson jeszcze nie
odleciała, samolot mieli przecież dopiero za dwadzieścia minut. Na szczęście głupi
to ma farta, po kilku minutach zauważyłem niższą ode mnie postać przy ławce.
Zapinał torbę.
-Tommo!- krzyknąłem, podbiegając do
chłopaka.- Tommo.- powtórzyłem, będąc już przy nim.
-Harreh, co ty tutaj robisz?- przytulił
mnie bardzo mocno.- Jest przed ósmą, ty o tej godzinie powinieneś spać.-
zachichotał, mierzwiąc moje loki.
-Musiałem, przepraszam, Lou.- nie
owijając w bawełnę, podałem mu kopertę.- Obiecaj, że przeczytasz to dopiero,
gdy będziesz w samolocie albo na miejscu.- westchnąłem.
-Harreh, co to jest?- chłopak obracał
białą kopertę we wszystkie strony.
-Obiecaj, Louis!- jęknąłem.
-Dobrze, dobrze.- wywrócił oczami.
-Louis!- odwróciłem się w prawą stronę,
mama Lou machała ręką, by przyszedł.
-Muszę iść, mały.- po raz ostatni objął
mnie mocno i musnął mój policzek.- Trzymaj się, obiecuję, że odezwę się jak
tylko wyląduje.- wyszeptał, gładząc moje plecy.- Bądź silny, Curly.- wyszeptał,
oddalając się. Gdy tylko zobaczyłem, jak znika za drzwiami, prowadzące do
samolotu, usiadłem na ławce i zacząłem płakać, wiedząc, że już nigdy nic nie
będzie jak kiedyś.
~*~*~*~*~*~*~*~
Jej, mówię z ręką na sercu, nie przewidywałam, że dzisiaj napiszę cały imagin, ale mówię poważnie, ryczałam na nim, jak go pisałam. A końcówki to już nie chciałam pisać, bo nie mogłam się pogodzić, że nie będe happy end'u hahahaha. Jestem z niego zadowolona, więc chyba aż tak źle nie jest. Pis joł.
P.S. mam tumblra z gifami/zdjęciami Larry'ego: fuckinluck
Kocham was bardzo mocno ♥
JAK MOGŁAŚ?
OdpowiedzUsuńW tym momencie? ;_;
Buuuuuu ;c
Ale imagin super <333
@luvmyniallan
wspaniały jest,najlepszy jaki kiedykolwiek czytałam o Larrym <3 jak będziesz miala jakieś jeszcze o Larrym to napisz mi,że jest NOWY @Lusia190
OdpowiedzUsuńpiękny.. popłakałam się..
OdpowiedzUsuń@irishbossniall
Napisz dokończenie, napisz ciąg dalszy, też bez happy endu. <3 Piękny
OdpowiedzUsuńJa chcę kolejną część!!!
OdpowiedzUsuńomgggg uroczyyy. ale co dalej? chcę dalej! :c
OdpowiedzUsuńPiękny ;* Niesamowity. Mam nadzieję że dokończysz tą historię tak jak pisały to osoby wyżej czyli bez happy endu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam xx/ @monika_016
<3 kocham chcę drugą część ale masz nie uśmiercać Harrego bo zabije cię :*
OdpowiedzUsuńAww zajebiste *__* @your_wife1
OdpowiedzUsuńPopłakałam się ;_;
OdpowiedzUsuńmam CHOLERNĄ ochotę przeczytać to dziadostwo po tym, jak mi zaspamowałaś cały timeline -.-
OdpowiedzUsuńjej! cudowny *__*
OdpowiedzUsuńFffjdjrfdddsdddyhyhyjujujdegsw <3
OdpowiedzUsuńTo jest zajeeeeeeebioza !
@karollyXX